Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Świat

Wilcze oczy Dalajlamy

Bez spotkania z Sarkozy'm

Sarkozy posłuchał Chińczyków i nie spotkał się z gościem z Tybetu.

Przez połowę sierpnia religijny i polityczny przywódca Tybetańczyków Dalajlama przebywa we Francji. Objeżdża klasztory i świątynie buddyjskie, których we Francji jest coraz więcej. Chińskie władze komunistyczne nie owijając w bawełnę zakazały prezydentowi Sarkozy'emu spotkań z Dalajlamą, grożąc sankcjami ekonomicznymi. Sarkozy położył uszy po sobie i Chińczyków słucha.

Propaganda i dyplomacja chińska naciska na Francję, by do spraw Tybetu i deptania praw człowieka w Chinach się nie mieszała. Wiadomo, że w systemie komunistycznym media działają pod dyktando władzy. Można więc sądzić, że niewyszukane oskarżenia, że Dalajlama jest owcą w wilczej skórze, że ma wilcze oczy, kły i takież perfidne zamiary są de facto oficjalnym stanowiskiem Pekinu.

Duszpasterska wizyta Dalajlamy nie ma charakteru oficjalnego. Prezydent nie musi się więc z nim spotykać. Ale tradycja francuska wymaga, by bronił praw człowieka. Aby nie narażać Francji na ekonomiczne straty, wybrano więc półśrodki. Dalajlama został zaproszony do siedziby Senatu, choć spotkanie z senatorami odbyło się za zamkniętymi drzwiami. W inauguracji świątyni buddyjskiej, której dostojny gość dokona w najbliższy piątek na południu kraju, uczestniczyć będą prezydencka małżonka Carla Bruni-Sarkozy i minister spraw zagranicznych Bernard Kouchner.

Z wyboru prezydenta Sarkozy'ego, by Dalajlamy nie przyjmować w Pałacu Elizejskim (zresztą gość dyplomatycznie wcale o to nie zabiega) skrupulatnie korzysta opozycja. Socjaliści prześcigają się w fetowaniu buddyjskiego pielgrzyma. Mer Nantes gościł go z wielką pompą w miejskim ratuszu, na którym od marca 2008 r., od krwawo stłumionych przez Pekin zamieszek w Tybecie, powiewa tybetańska flaga.

Reklama