Kiedy Lakszmi Mittal, najbogatszy człowiek Wielkiej Brytanii, kupił francuską firmę stalową Arcelor, oburzyła się cała zachodnia elita rządząca. To jednak nie koniec, a raczej początek globalnych podbojów nowych indyjskich kapitalistów. Skąd się wzięli i jak udało im się wkroczyć na scenę z takim impetem?
Przodkowie dzisiejszych prezesów wielkich koncernów mieszkali na niewielkim kawałku pustyni w Radżastanie na północnych zachodzie Indii. 300 lat temu opuścili swoje wioski i na wielbłądach dojechali do najbliższej stacji kolejowej i stąd dalej pociągiem do stolicy Radżastanu,a potem do Kalkuty, gdzie sprzedawali papier i sukno na targu. Początków wielkiej fortuny dorobili się na handlu w latach 1930-40. W latach 40. byli już znaczącymi nabywcami, i tylko krok dzielił ich od kariery bankierskiej. Stali się jedną z niewielu społeczności w Indiach, która dysponowała wystarczającym kapitałem do dokonywania inwestycji, kiedy do Indii wkroczył przemysł. W latach 20. Indie należały do Brytyjczyków, Szkotów i paru Hindusów, ale wkrótce wielka depresja zepchnęła zachodnich potentatów na krawędź bankructwa. Wtedy właśnie Marwari z kupców stali się przemysłowcami, wykupując bankrutujące fabryki.
Zadziwiający jest fakt, że wszyscy Marwari wywodzą się z raptem około 50-60 pustynnych wiosek. Dziś robią interesy w Bombaju, Londynie, Nowym Jorku, Afryce, mają koneksje w BJP, indyjskiej partii prawicowo-nacjonalistycznej, i wśród brytyjskich laburzystów. Ale nigdy nie stracili kontaktu z miejscem pochodzenia. "Ci Hindusi mają biznes we krwi", z podziwem i zazdrością komentują obserwatorzy. Ich żyłki do interesów mogą obawiać się nawet biznesmeni chińscy i żydowscy.