Obecnego prezydenta-elekta otaczają wybitni eksperci, absolwenci i profesorowie najbardziej prestiżowych amerykańskich uczelni z Ivy League, na ogół z lewego skrzydła Partii Demokratycznej. Jednak główne role w intelektualnym zapleczu Obamy wydają się odgrywać centryści. Dotyczy to zwłaszcza doradców ekonomicznych. Wśród najważniejszych dominują zwolennicy ograniczonej tylko interwencji państwa w rynek, wolnego handlu i niskich podatków. Jeden z najbliższych doradców Obamy to Paul Volcker, były prezes Rezerwy Federalnej (1979–1987), absolwent Uniwersytetu Harvarda i London School of Economics, wykładowca na Uniwersytecie Princeton. Jako szef Fed zapisał się w pamięci zwalczeniem dwucyfrowej inflacji przez podnoszenie stóp procentowych i obroną silnego dolara. Wymienia się go jako kandydata na ministra skarbu w przyszłym gabinecie Obamy, chociaż na przeszkodzie może stanąć podeszły wiek (81 lat).
Większe szanse wydaje się mieć Lawrence Summers, profesor i były rektor Harvardu, który kierował już resortem skarbu za prezydentury Billa Clintona. Podobnie jak jego poprzednik Robert E. Rubin, Summers to zdecydowany rzecznik globalizacji i wolnego handlu. Wraz z Rubinem, którego był najpierw zastępcą, jest głównym autorem boomu gospodarczego lat 90., osiągniętego dzięki dyscyplinie fiskalnej i deregulacji. Summers (rocznik 1954), uważany za jednego z najzdolniejszych ekonomistów swego pokolenia, musiał ustąpić z funkcji rektora Harvardu, kiedy sugerował, że nikła liczba kobiet kierujących wydziałami nauk ścisłych wynika z ich genetycznych ułomności w tej dziedzinie.
Obama konsultuje się także regularnie z wyrocznią z Omaha, czyli Warrenem Buffettem. Legendarny inwestor i najbogatszy człowiek na świecie przestrzegał przed zadłużeniem i spekulacjami ryzykownymi instrumentami finansowymi i przewidział pęknięcie bańki mydlanej na rynku mieszkaniowym, która doprowadziła do krachu.