Cały incydent w pobliżu Osetii Płd. stwarza wrażenie, jak gdyby miał służyć obu prezydentom. Saakaszwili, którego pozycja co najmniej od sierpniowej wojny z Rosją jest osłabiona, potrzebuje wzmocnienia, zwarcia szeregów gruzińskich wokół własnej osoby, uciszenia opozycji wewnętrznej oraz krytyków zagranicą, zwłaszcza w Unii Europejskiej i w USA. Lech Kaczyński pragnie umocnić swoją pozycję bojownika przeciwko rosyjskiej ekspansji, słabej reakcji Europy i rządu Donalda Tuska.
Niewykluczone jednak, że obaj prezydenci i nasze kraje zapłacą za to pewną cenę. Umocni się wizerunek Saakaszwilego jako polityka nieobliczalnego, który ugruntowuje panowanie Rosji (jako jedynej siły „odpowiedzialnej") na Kaukazie i w regionie, kaukaskiego watażki, który potrafi nadużyć zaufania polskiego prezydenta, narazić na szwank jego bezpieczeństwo, a także przyczynić się do pogorszenia i tak złych stosunków polsko - rosyjskich. Utrwali się wizerunek Lecha Kaczyńskiego jako prezydenta, który uprawia politykę wschodnią na własną rękę, poza rządem i Brukselą, jako polityka, który jest odważny, ale i nierozważny, gdyż trwoni autorytet Polski jako kraju godnego zaufania w stosunkach z Rosją, Europą i państwami postsowieckimi.
Saakaszwili nie zawahał się ryzykować bezpieczeństwa polskiego prezydenta i stosunków Polska - Rosja dla swoich interesów. Mówienie o tym, że Gruzja jest niepodległym państwem, na którego terytorium prezydent może jechać dokąd chce i z kim chce jest pewną przesadą, gdyż są tam obszary niekontrolowane przez nikogo, broń jest w rękach wielu ludzi i wybieranie się tam kawalkady prezydenckiej było nieodpowiedzialne. To są tereny „powojenne" i sporne, do których pretensje roszczą sobie Rosja, Gruzja i Osetia, i choć byśmy całym sercem byli po stronie Gruzji, to należy pamiętać, że turystyka polityczna w tamtych regionach jest igraniem z ogniem.