Wielkie hale wypełnione rzędami młodych ludzi przed terminalami komputerowymi. Infolinie, których asystenci mówią po angielsku z amerykańskim akcentem, chociaż mieszkają w Indiach. Barack Obama zapowiedział, że zrobi z tym porządek. Teraz miejsca pracy będą powstawać w Ameryce. Czy Indie boją się obietnicy Obamy?
Outsourcingowi mówimy dość
Prezydent elekt wyraził się o outsourcingu jasno i dosadnie: zlikwiduje ulgi podatkowe dla film, które zlecają pracę wykonawcom za granicą. Zamiast tego przyzna je tym amerykańskim przedsiębiorstwom, które tworzą lokalne miejsca pracy. "Ciężka praca musi się opłacać i nieważne, czy mówimy tu o czarnych, białych, Latynosach, Azjatach, rdzennych Amerykanach, młodych, starych, biednych czy bogatych", ogłosił Obama. Co oznacza, że mnóstwo osób straci pracę.
Bo Indie, podobnie jak inne kraje rozwijające się, mają w outsourcingu spore udziały. Powstał tu cały sektor oparty na BPO (Business process outsourcing) - od producentów software'u, przez bankowe infolinie, po transkrypcje medyczne i animatorów - który obsługuje głównie rynek amerykański.
Klucz do sukcesu
Indyjski przemysł bagatelizuje zapowiedzi Obamy. Obawy, że protekcjonizm amerykański oznacza koniec outsourcingu są przesadzone, uspokaja Girish Paranjpe, prezes Wipro, komputerowego giganta. Wartość handlu między USA i Indiami ma w tym roku wzrosnąć - do 60 mld dolarów, zapowiada amerykańsko-indyjska izba handlowa. Inni eksperci potwierdzają ten optymizm: wielkie koncerny amerykańskie zawsze będą wyprowadzały się tam, gdzie koszty są niższe i dzięki temu efektywność wyższa. Zanim jeszcze ukuto pojęcie "BPO" firmy takie jak Intel prowadziły typowy outsourcing, od lat 60. budując zakłady produkcyjne w różnych częściach świata.
Większość amerykańskich korporacji ponadnarodowych znacząco zainwestowała na rynkach rozwijających się i zwijanie tych operacji może okazać się bardzo szkodliwe dla całej globalnej ekonomii. Poza tym rynek amerykański nie dysponuje wystarczającą ilością specjalistów, z których usług firmy te mogłyby korzystać - za przykład może posłużyć sektor IT. Dlatego, kiedy już wyborcza retoryka ucichnie, Obama zostawi outsourcing w spokoju, przewidują zainteresowani.
Usługi wyrafinowane
Tymczasem outsourcing nie tylko nie boi się Obamy, ale przeciwnie - rozwija się i przyciąga coraz więcej absolwentów z najlepszym wykształceniem. Teraz także młodych indyjskich prawników. Co roku dziesiątki tysięcy absolwentów prawa podejmują pracę dla różnych firm z całego świata, które w Indiach szukają oszczędności.
"Tak, mamy zamiar skorzystać na recesji w Europie i Stanach Zjednoczonych", powiedział BBC Matthew Banks, który pracuje dla brytyjskiej firmy prawniczej Clifford Chance w Bombaju (obecnie Mumbaju). Indie mają tu "konkurencyjną przewagę", bo ich system prawny ma bardzo wiele wspólnego z brytyjskim i amerykańskim, a indyjscy absolwenci oferują najwyższą jakość usług. Częściowo dlatego, że dostają za te usługi wynagrodzenie dużo wyższe niż średnia krajowa.
A wszystko to dzieje się w państwie, w którym dziesiątki milionów spraw sądowych czeka na rozstrzygnięcie i uginający się pod ich ciężarem system sądowy desperacko potrzebuje prawników - jakichkolwiek. W campusie wydziału prawa uniwersytetu w New Delhi, gdzie nowa generacja prawników integruje się z globalną ekonomią, studenci są podzieleni w sprawie outsourcingu. "Płacą dobrze", mówi jeden, "ale praca jest monotonna". "Myślę, że outsourcing prawa świetnie przyjmie się w Indiach", mówi inny, "Jesteśmy nieźli w świadczeniu usług".
Obama nie odwróci tego trendu, twierdzą eksperci. Ulgi podatkowe, które obiecał firmom za wycofanie się z outsourcingu okażą się za małe, by stanowić przeciwwagę dla jego korzyści. Amerykanie nie są też zainteresowani zwrotem wydelegowanych za ocean "służebnych" stanowisk. A Obama wygląda na realistę, który będzie wzmacniał konkurencyjność USA, zamiast ją osłabiać, chwalą prezydenta elekta indyjscy biznesmeni.