W październiku brytyjski rząd zgodził się na kontrowersyjny plan rozbudowy lotniska Stansted. Właściciel portu lotniczego, firma BAA, zamierza zwiększyć liczbę pasażerów z 25 milionów do 35 milionów. W planach jest też rozbudowa lotniska Heathrow. Protestujący domagali się ograniczenia lotów maszyn odrzutowych, które emitują do atmosfery gazy, powodujące efekt cieplarniany. „Nowa rasa działaczy w Wielkiej Brytanii wkracza na ścieżkę wojenną”, pisze konserwatywny serwis amerykański Pajamasmedia.com. Media podekscytował fakt, że nie mamy tu do czynienia z typowymi ekstremistami. Jak podaje brytyjski Times Online wśród demonstrantów był wnuk członka gabinetu Winstona Churchilla, twórca filmów animowanych, projektant kapeluszy, studenci i doktoranci.
Na płytę lotniska zakradli się pod osłoną nocy, chcieli wstrzymać ruch lotniczy na Stansted. Efektem ich pięciogodzinnego protestu były 52 odwołane loty tanich linii Ryanair, 57 osób aresztowanych i tysiące rozzłoszczonych pasażerów, których odesłano do domów, lub którym poradzono zmianę rezewrwacji biletów. Niektórym popsuto wakacje, inni nie dolecieli na pogrzeb bliskiej osoby. Większość była wściekła na demonstrantów, część sympatyzowała z ich celami, ale nie pochwalała metod: „W ten sposób raczej zniechęcają do siebie ludzi”. 23-letni Joss Garman, założyciel Plane Stupid, twierdzi, że jego grupa to działacze „wykształceni naukowo, elokwentni i z pasją”. To „generacja Iraku”, która wyrosła, próbując powstrzymać wojnę, a teraz przyjęła pokojową taktykę „akcji bezpośredniej”, rodzaju twórczego buntu, bez pośrednictwa demokratycznie wybieranych przedstawicieli - wyjaśnia.
To dzieciaki z dobrych domów, cierpiące na specjalny rodzaj patologii - ripostuje Mike McNally w Pajamas Media - mają poczucie winy z powodu uprzywilejowanego stylu życia, potrzebę zrobienia czegoś „ważnego” i doświadczenia dreszczyku emocji („Mamusiu! Siedziałem w celi z prawdziwymi przestępcami!”). Głównym punktem programu ruchu działaczy na rzecz ochrony środowiska jest hipokryzja. Wielu z tych, którzy protestowali w Stansted, pewnie lata samolotami, ale nie tanimi liniami po Europie, a w odwiedziny u rodziny w willi w Toskanii lub na rok do Afryki, gdzie bratają się z tubylcami – podejrzewa autor.