Polacy na Białorusi nie dali się zastraszyć, choć władze bardzo się o to starały, nie przebierając w represjach. Wszyscy przybyli do Grodna delegaci na zjazd wyborczy Związku Polaków, czyli 166 działaczy oraz liczni członkowie organizacji, przysłuchujący się obradom, sprawiali wrażenie świadomych swych praw i miejsca w jakim się znaleźli. Cztery lata po tym, jak władze Białorusi nie uznały wyboru Andżeliki Borys na przewodniczącą ZPB, co doprowadziło do rozłamu na uznawanych przez Mińsk i przez Warszawę, organizacja kierowana przez Borys prezentuje się godnie. Jej członkowie wiedzą, czego oczekują od związku i co sami powinni oferować. Wielu z nich to młodzi ludzie, którzy trafili do organizacji z przekonania, a nie z przypadku czy bierności. Cztery lata nieuznawania ZPB kierowanego przez Andzelikę Borys było swego rodzaju weryfikacją albo, jak chcą niektórzy, niezamierzoną lustracją. Przeszła ją również sama szefowa: dowiodła, że organizacja polskiej mniejszości nie musi być ani polityczna, ani wymierzona przeciwko władzom Białorusi. Że jest wiele innych powodów, dla których warto być razem. Że można robić wiele innych rzeczy, niekoniecznie rewolucję przeciwko Łukaszence. A nawet to, że można skutecznie działać nie mając własnej siedziby ani zgody na spotykanie się.
Wybór Borys na drugą kadencje dowodzi, że obrana przez nią linia, spokojnego lecz konsekwentnego udowadniania po czyjej stronie jest racja, odpowiada także pozostałym, że ludzie są zadowoleni z tego, kto ich reprezentuje.
Choć zapowiadało się bojowo, prezydent Aleksander Łukaszenka dochował obietnicy i nie nasłał na obradujących milicji oraz służb specjalnych, które zerwałyby zjad. Otwiera to drogę zwolennikom dialogu z władzami Białorusi i powolnej liberalizacji stosunków. Także na linii Bruksela Mińsk: UE zdecyduje czy wznowi zawieszone na pół roku sankcje wizowe wobec białoruskich dygnitarzy czy utrzyma obecny stan.