Wygrał kandydat rzetelnie pracujący i lubiany, ale chwalony głównie za to, że „przez 5 lat nie popełnił żadnej gafy", nie zrobił niczego niewłaściwego. Całkowicie przewidywalny. Przegrała Gesine Schwan - odważna, błyskotliwie inteligentna, z charyzmą, wielka przyjaciółka Polski. Byłaby nowym, fascynującym zjawiskiem w pałacu Bellevue.
Ten pojedynek był powtórką: Köhler stawał w szranki z socjaldemokratyczną kandydatką na ten urząd, prof. Gesine Schwan, już w roku 2004. Wygrał nieznaczną większością głosów. W RFN wybory prezydenta nie są powszechne, decyduje Niemieckie Zgromadzenie Federalne. Jest to organ pojawiający się na niemieckiej scenie politycznej tak rzadko, że wszystkie media czuły się w obowiązku poinformować, czym ono jest i jakie ma właściwie funkcje. A ma właśnie tylko tę jedną: raz na 5 lat wybrać prezydenta. W Zgromadzeniu zasiadają posłowie do Bundestagu i przedstawiciele landów. W tym roku w sumie 1224 osoby.
Pięć lat temu oboje kandydaci byli w Niemczech mało znani, bo - choć cenieni w swoich środowiskach - rzadko pojawiali się na pierwszych stronach gazet. Horst Köhler, ekonomista, sam określał się mianem technokraty. To on z ramienia Niemiec ustalał warunki unijnego traktatu w Maastricht, negocjował z Moskwą warunki wycofania rosyjskich wojsk z byłej NRD. Był też - jak to malowniczo określano - „Szerpą kanclerza Helmuta Kohla na szczytach G7". Następnie sprawował funkcję dyrektora Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Nikt nie wątpi w jego kompetencje i fachowość w sprawach gospodarki i finansów. Według „Sterna" Köhler zarabia rocznie 199 000 euro.
Prezydent i „ci politycy"
Nawet przychylne media przyznają jednak, że Köhlerowi brak charyzmy i elokwencji, że jego urząd nie inspiruje debat, „nie promieniuje intelektem".