JAGIENKA WILCZAK: - Zna pan południowy Atlantyk?
JERZY MAKULA: - Znam, sporo latałem tamtędy dla wielu firm, do Recife w Brazylii, do Wenezueli.
Czy katastrofa francuskiego Airbusa, lecącego z Rio, budzi w panu grozę swoją tajemniczością? Minął już tydzień od wypadku, a wciąż nie znamy dokładnego miejsca katastrofy ani jej przyczyn.
Może nie tyle grozę co refleksję. Obszar spekulowania bardzo się poszerza, wszystko jest możliwe, włącznie z terroryzmem. Ten element nabrał teraz znaczenia, bo trudno wyjaśnić, że ni stąd, ni zowąd zniknął samolot i nie można znaleźć żadnego wiarygodnego zapisu. Kontrolerzy powinni wiedzieć, ale nie wiedzą. To jest coś, co nas pilotów zastanawia, jesteśmy zaniepokojeni, że takie rzeczy mogą się zdarzyć. Są samoloty wojskowe, niewidzialne dla radarów, bo odbijają fale radiowe. Czy są systemy, które potrafią zakłócić łączność tak mocno, że samolot na chwilę stałby się niewidzialny? To możliwe - choćby przez radar innego samolotu.
Co zepsuło ten samolot? Może się okazać, że przez dziesięciolecia komunikacji lotniczej coś takiego zdarzyło się po raz pierwszy.
Czy pilot, kiedy znajdzie się nad południowym Atlantykiem, jest sam, zdany na łaskę pogody i wiarę w niezawodność maszyny?
Jeszcze do niedawna były takie przepisy, że samolot, który nie miał systemu GPS, musiał mieć nawigację niezależną. Faktycznie w tym miejscu jest on poza zasięgiem radarowym. Ale mamy łączność radiową w każdym miejscu na kuli ziemskiej.