W Afganistanie nasilają się walki z talibami, w Pakistanie nie widać szans na pokonanie islamistów, Korea Północna testuje broń jądrową, Iran najprawdopodobniej buduje właśnie bombę atomową - żyjemy w niebezpiecznych czasach. Czy ze strony prezydenta Baracka Obamy wystarczającym działaniem jest postawienie wyłącznie na rozmowy? Czy nie zostanie zmuszony do grożenia militarną potęgą Stanów Zjednoczonych?
Joseph Nye: Każdy amerykański prezydent ma wybór. Może uciec się do użycia przemocy, a więc sięgnąć po hard power, aby przeforsować interesy Ameryki. Ale może też inwestować pieniądze, oddziaływać swoim wizerunkiem - nazywam to wykorzystywaniem soft power, postawieniem na siłę przyciągania wartości kulturowych, jakie uosabiają USA. Nigdy jednak nie twierdziłem, że wojsko, służby specjalne czy sankcje gospodarcze, a więc cały ten arsenał hard power w rękach supermocarstwa, dałoby się w pełni zastąpić. Chodzi o znalezienie złotego środka między twardymi i miękkimi metodami.
A obecnie niezbędna jest raczej siła militarna?
Oczywiście bezprzedmiotowe byłyby rozmowy z Al-Kaidą, na jej przywódcach nie zrobią wrażenia amerykańskie ideały. Ale można dotrzeć do młodych muzułmanów, których Osama ben Laden chciałby zwerbować do nowych zamachów terrorystycznych.
Jak? Na przykład poprzez przemowy, takie jak ta wygłoszona przez Obamę w Kairze, w której dał on wyraz szacunku wobec świata islamskiego?
Ta mowa zrobiła duże wrażenie. Ameryka, która słucha, która szanuje zarówno swoje wartości, jak i wartości innych kultur, zdecydowanie utrudnia terrorystom rekrutację nowych ludzi.