VIOLETTA KRASNOWSKA: – Rozmawiamy zawodowo, ale udzieli mi pan prywatnej porady?
KRZYSZTOF TROJANOWSKI: – Oczywiście, od tego jestem.
Moja kotka „trzepie” uchem i nie pozwala go dotknąć. Co jej może być?
To albo świerzb uszny, albo infekcja bakteryjna lub grzybicza. Często jest tak, że najpierw pojawia się grzyb, później włączają się pasożyty, pajęczaki, świerzbowce itp.
Nie wypuszczam jej na dwór, gdzie więc mogła to złapać?
Pasożyty, podobnie jak pchły, przemieszczają się. Można takie cholerstwo przynieść np. na butach. Drogi rozpowszechniania są bardzo różne. To, że zwierzę przebywa wyłącznie w domu, nie znaczy, że nic go nie dotknie.
Czy zwierzę wyleczy się samo
A poradzi sobie? Tyle się mówi o samoleczeniu zwierząt.
Nie, nie poradzi sobie. Zwierzęta – można powiedzieć – ucywilizowane straciły pewne zdolności do samowyleczenia, bo jednak nie żyją w środowisku naturalnym. Te dzikie choroby uszu zwalczają bardzo dobrze, potrafią np. wyszukiwać rośliny, które pomagają im się wyleczyć (koty domowe, które zachowały większość naturalnych cech, nadal jedzą perz i trawę, żeby oczyszczać sobie jelita). Poza tym są po prostu odporniejsze na drobne patogeny. Ale już z innymi zakażeniami nie potrafią sobie dać rady i zapadają np. na zakażenie krwi, co kończy się ich śmiercią.
Udomowione zwierzęta są mniej odporne, ale za to funkcjonują dłużej niż te dzikie. Żbiki, zwierzęta bardzo podobne biologicznie do kotów domowych, rzadko dożywają 8–9 lat, a Mruczki żyją przeciętnie 12–15. Dlaczego? Bo chodzi się z nimi do lekarza i leczy. To decyduje o długości życia. No i oczywiście szczepionki.
A leczenie śliną?