Ludmiła Podgórska, dietetyczka kliniczna, i technolog żywności związana z firmą bLife, jest w tej sprawie zdecydowana: – Niedobory powinniśmy raczej regulować odpowiednim jedzeniem, ułożyć jadłospis tak, żeby nic nie trzeba było suplementować. I dopóki badania nie wykazują, że czegoś w organizmie nam brakuje, to nie ma potrzeby suplementacji. Oczywiście są wyjątki.
Większości z nas brakuje witaminy D. Nie tylko z powodu braku słońca przez dużą część roku, ale i ze względu na wielogodzinne przebywanie w zamkniętych pomieszczeniach. No i używanych latem kosmetyków, które chronią przed promieniami UV, ale też utrudniają syntezę witaminy D w skórze. – Dlatego też eksperci opracowali odpowiednie wytyczne dotyczące suplementacji tej witaminy. I przed rozpoczęciem przyjmowania najlepiej oznaczyć jej stężenie we krwi, sprawdzając w ten sposób stopień jej niedoboru – przekonuje dr Magdalena Zegan, technolog żywienia i żywności, dietetyczka i wykładowczyni na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym. I dodaje, że osoby starsze mogą ją uzupełniać przez cały rok, należy jednak pamiętać, że dawka będzie uzależniona od masy ciała oraz podaży witaminy D ze spożywaną dietą.
Kłopot jest także z kwasami omega-3 – eikozapentaenowym (EPA) i dokozaheksaenowym (DHA), które występują głównie w rybach morskich (w śledziach, makrelach, łososiach, dorszach, flądrach i halibutach) oraz w skorupiakach. Ryby powinny więc znaleźć się na naszych talerzach co najmniej raz, a najlepiej dwa razy w tygodniu. Jednak mimo wielu pozytywnych zmian w naszej diecie Polacy wciąż nie mają nawyku jedzenia ryb. – Bo dzieci nie lubią, mąż nie przepada albo nie mamy pomysłu, jak je przyrządzić, umiemy ją tylko usmażyć, a przecież smażona w panierce jest niezdrowa.