Trzeba się wkurzać
Fascynująca opowieść Karola Modzelewskiego o czasach przełomu
To nie jest pierwszy publiczny list, jaki wyszedł spod pióra Karola Modzelewskiego (ur. 1937 r.). Już w 1965 r. razem z Jackiem Kuroniem napisał słynny „List otwarty do Partii”. Nie bez przyczyny ten list uznawany jest za fundament dopiero kształtującej się opozycji. Najpierw wewnątrzsystemowej, która z czasem, już w latach 70., w dekadzie gierkowskiej, przeobraziła się w opozycję kontrsystemową.
Potem napisał kolejny list – który odbił się echem w całej Europie – adresowany właśnie do Edwarda Gierka, zachęcając go do zmiany polityki i do rozmów z opozycją i ze społeczeństwem.
Między tymi dwoma listami dwukrotnie siedział w więzieniu, zresztą później także, ale już za Jaruzelskiego. Za każdym razem za to, że uznawany był za wroga politycznego panującego reżimu, ciągle tego samego, mimo że zmieniali się jego przywódcy.
A zdawało się, że od urodzenia wręcz modelowo przynależy do elity tego reżimu, rodzinnie związany z komunizmem (rodzice byli zresztą ofiarami sowieckiego stalinizmu, co spotykało wielu polskich przedwojennych komunistów), wychowywany wreszcie przez Zygmunta Modzelewskiego, przybranego ojca, a ministra spraw zagranicznych PRL na początku lat 50. Ukształtowany przez to środowisko i przez edukację polityczną tamtych lat z powodzeniem mógł być zaliczany do klasycznych janczarów polskiego komunizmu. Aż wreszcie…
Tak jak wielu młodych ludzi tego pokolenia, w okolicach polskiego Października ’56 zaczął szukać dla socjalizmu „ludzkiej twarzy” i rzeczywistej relacji między ideami i rzeczywistością, co rychło doprowadziło go do stwierdzeń rewolucyjnych albo – mówiąc językiem urzędującej partii i doktryny – do działalności kontrrewolucyjnej. Ale na pewno było przejawem rewizjonizmu, wedle słów Gomułki: gruźlicy, która zaatakowała partyjny socjalizm.