Przypomniały o tym niedawno takie zdarzenia jak orzeczenie Trybunału Konstytucyjnego, kwestionujące monopol Polskiego Związku Działkowców, sprawa związków sportowych (nie tylko PZPN) czy konferencja prasowa Władysława Serafina, szefa Krajowego Związku Rolników, Kółek i Organizacji Rolniczych. Jest w Polsce więcej instytucji wywodzących się z PRL, które zupełnie dobrze się mają w nowych czasach. Wprawdzie nie dominują na co dzień, ale dość mocno zatruwają nam życie. Przy czym wcale nie jest tak, jak chciałby Jarosław Kaczyński, że ten PRL tkwi przede wszystkim w naszym państwie, bo jest ono oplecione postkomunistyczno-esbeckim układem. Nie, to nie o to chodzi. To nie spisek, ale przemycone i utrzymujące się siłą bezwładu i grupowych interesów relikty.
PRL w formie zmutowanej, czyli znakomicie organizacyjnie przystosowanej do nowego systemu, ostał się najbardziej właśnie poza państwem. Głównie w takich instytucjach, jak spółdzielczość mieszkaniowa, związki sportowe czy ogródki działkowe. Czasem odzywa się nawet w związkach zawodowych – instytucji, która PRL obaliła.
Ciekawe, że te instytucje często działały i działają normalnie. Na przykład w Polsce, ale przed II wojną światową.
Formy organizacyjne tych instytucji były w PRL faktycznie zaprzeczeniem pierwowzorów, do których się odwoływały swą nazwą. W socjalizmie wszystko było scentralizowane i podporządkowane partii oraz jej biurokracji, zatem o żadnej prawdziwej autonomii i podmiotowości nie mogło być mowy.
III RP dała wszystkim pozapaństwowym instytucjom prawdziwą wolność, skoro nie były państwowe.