Robert Krasowski („Liberalny umysł”, POLITYKA 39) pisze znakomicie – to będzie pierwsza, ale i ostatnia pochwała jego artykułu, mogę więc ją wybić na sam początek i bez cienia ironii. Jest świetnym pamflecistą, świadomym powabności swego stylu; ma niezrównaną umiejętność składania zdań uwodząco błyskotliwych, intrygujących generalizacji i przygważdżających oskarżeń. Jego pamflet ma też absolutną wewnętrzną spójność: wszystko tu łączy się w jedną całość ze wszystkim innym, co akurat nie jest aż tak wielkim osiągnięciem, bo naprawdę od początku do końca jest tam jedna myśl, rozbita na dziesiątki czy setki zdań, a zatem trudno, by w jej ramach występowała jakaś wewnętrzna sprzeczność lub kompromitujące autora non sequitur.
A jednak wartość intelektualna pamfletu jest nikła, bo brak w nim paru rzeczy, może drobnych, ale jednak przydatnych dla poważniejszej analizy. Konkretnie: ludzi i idei.
Nie ma ludzi
Po pierwsze: brak w artykule jakichkolwiek autorów, będących wyrazicielami owego, ośmieszonego przez autora, Umysłu Liberalnego. Umysł występuje jako hipostaza, za którą nie kryją się żadni pisarze, uczeni, publicyści: jest to bezpostaciowa formacja, będąca jako całość nosicielką defektów i śmieszności, nieprzypisanych wszelako żadnym osobom. Jedyne nazwiska, wymienione w tekście, to wielcy poprzednicy, którym dzisiejsi liberałowie nie dorastają do pięt: wymienieni są mianowicie Kołakowski, Miłosz, Gombrowicz i Brzozowski – dziwne zestawienie, przy czym każdy z nich jest określony w liczbie mnogiej („Kołakowscy”… itp.), co jeszcze potęguje wrażenie, że dawniej było wielu, a dziś nawet nie ma kogo wspomnieć. Gdy jednak chodzi o dzisiejszych liberałów, nie wiemy, którzy z nich tak bardzo zniesmaczają swym poziomem Krasowskiego, który – jako już ostateczne oskarżenie, w samej rzeczy bardzo upokarzające – deklaruje, że żaden z nich nie jest nawet w stanie podjąć równorzędnej polemiki z Jarosławem Markiem Rymkiewiczem i Jadwigą Staniszkis!