Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kultura

Keith bez kitu

Wojciech Radomski / Polityka
Nikogo nie namawiam, by żył tak jak ja. Zostanie więcej dla mnie! – mawia Keith Richards. A jednak dzieli się sekretami tego życia – właśnie wydał fascynujące wspomnienia.
Keith Richards z Mickiem JaggeremBettmann/Corbis Keith Richards z Mickiem Jaggerem

Jeden 67-latek opowiedział o drugim 67-latku, że ma „małego”. Normalnie nikt by się tym nie przejął, ale ten pierwszy napisał to w swojej autobiografii, za którą zainkasował już ponad 7 mln dol. Ten drugi też miał opublikować wspomnienia, pobrał nawet milionową zaliczkę, ale musiał ją zwrócić, bo okazało się, że z trudem sobie przypomina, co się działo w najgorętszych chwilach jego życia. Ten pierwszy pamięta zaskakująco dobrze, jak na potworne ilości haszyszu, LSD i kokainy, które zażył, nie mówiąc o uzależnieniu od heroiny przez całe lata 70.

„To moje życie. Wierzcie lub nie, nie zapomniałem z niego ani kawałka” – napisał na okładce. I czytając niemal 600 stron jego wspomnień, można ze zdziwieniem przyznać mu rację. Opublikowane kilka tygodni temu „Life” rozbija wiele mitów związanych z osobą Keitha Richardsa. Bo to jest ten pierwszy z 67-latków.

„Trochę złośliwa ta książka” – miał ją skomentować Mick Jagger. To ten drugi. Jak zwykle zrobiło się wokół tego bardzo głośno. Jak zwykle, gdy w grę wchodzi grupa The Rolling Stones.

Heros na heroinie

Swoje wspomnienia Richards zaczyna od trzęsienia ziemi – słynnej awantury w Fordyce na amerykańskim Południu w 1975 r., gdzie policja zatrzymuje Stonesów w czasie trasy koncertowej. Próbując naprędce pozbyć się narkotyków, odkrywają, że są one dosłownie wszędzie. „Nigdy w życiu nie myślałem, że mam przy sobie tyle kokainy!” – dziwi się Richards, spuszczając substancję w klozecie. To samo robi z trawką, ale tej jest jeszcze więcej – i ciągle wypływa na powierzchnię.

Richards potwierdza także inne niestworzone historie, które zrobiły z niego największą żyjącą legendę rock and rolla. Włącznie z tą, że wciągnął prochy własnego ojca – choć zaznacza, że zrobił to nie po to, by się odurzyć.

Polityka 48.2010 (2784) z dnia 27.11.2010; Kultura; s. 86
Reklama