Jeremi Przybora pisał niedługo po śmierci Osieckiej: „To ona, Agnieszka, jest jedną z tych, którzy uczynili ten nasz »barak« aż tak »wesołym«. To ta piewczyni (nie, nie apologetka!) PRL-u sprawiła, że z jego zgrzebno-siermiężnej i chłopsko-robotniczo-pracującej inteligenckiej szarzyzny wykwitł wspaniały, barwny kwiat poezji jej piosenek”. Nie była politykiem w najmniejszym stopniu, ale dzięki inteligencji i darowi obserwacji oraz trafnej syntezy umiała w kilku zdaniach odnieść się do peerelowskiej rzeczywistości.
Była zawsze po stronie wolności i tym samym w opozycji wobec dyktatury, chociaż nie była to opozycja stricte polityczna. Sołżenicyn napisał kiedyś, szukając dróg wyjścia z panującej w Rosji dyktatury, że każda prawda, piękno, miłość, dobro, każdy gest solidarności są obszarami wolności wydartymi dyktaturze i przybliżają jej upadek.
Chociaż bardzo wówczas młoda, świetnie zrozumiała znaczenie październikowego przełomu:
Bukiety wtenczas, jak wiadomo,
z czerwonych plotło się goździków.
Ojczyźnie naszej krytej słomą,
nigdy nie dosyć Październików...
Myśmy to mieli,
nam to dali,
to do nas się uśmiechnął Bóg.
Ja, kiedy przyszłam, jeszcze grali,
ja kiedy przyszłam, śpiewał róg.
Wyjrzały święte słowa z szuflad,
w sercach zakwitły amaranty,
tonęły prędko na dnie kufla
słowa wytartej propagandy.
Chłopa zbudzili, by brał ziemię,
kołchozowego zmietli stracha,
i nowe nam wschodziło plemię –
od Toeplitza do Himilsbacha...
Ja – wychowana bez historii,
pomiędzy Marksem a matczyskiem,
ja nie wiedziałam, co tak boli,
gdy agitator idzie rżyskiem.
I nagle – patrzcie – parlamenty,
o demokracji dyskusyje,
kto ich nauczył, Panie Święty.
Dla mojego pokolenia, w znacznym stopniu wychowanego na jej piosenkach, była jedną z tych osób, dzięki którym w czasach PRL istniały, tak przecież zawsze potrzebne, enklawy radości i piękna.
Polityka
10.2012
(2849) z dnia 07.03.2012;
Kultura;
s. 80
Oryginalny tytuł tekstu: "Pamiętajmy o Osieckiej"
Reklama