Sekretarz generalny ONZ Ban Ki-moon musiał się cieszyć, gdy pod koniec lata świat obiegło nagranie z klubu w palestyńskim Hebronie. Wkroczyli tam żołnierze elitarnej izraelskiej Brygady Givati uzbrojeni w karabiny szturmowe, po czym... dołączyli do tańczących na parkiecie. Po pierwsze, wydarzenie to dowodziło niegasnącej popularności nieoficjalnego hymnu ojczyzny Ban Ki-moona – bo lokalne pojednanie dokonało się przy dźwiękach koreańskiego megahitu „Gangnam Style”. Po drugie, Ki-moon już rok temu prorokował, że dzięki światowej sławie utwór ten stanie się gołąbkiem pokoju. „W ONZ miewamy trudne negocjacje – mówił na spotkaniu z Psy, autorem piosenki. – Zastanawiam się, czy w takich momentach nie powinniśmy puszczać »Gangnam Style«, tak aby wszyscy przystopowali na moment i wspólnie zatańczyli”.
Kiedy wygłaszał tamto proroctwo, teledysk Psy obejrzeli już internauci z 222 krajów (do ONZ należą 193 państwa). Raczej niewielu z nich pojęło od razu sens klipu, który wyśmiewał nowobogacki styl życia mieszkańców Gangnam, luksusowej dzielnicy Seulu. Ale i bez tego film okazał się na tyle atrakcyjny, że jako pierwszy pokonał barierę miliarda odsłon w serwisie YouTube – obecnie licznik zbliża się już do dwóch miliardów. I dotarł na szczyt list przebojów w blisko 30 krajach świata.
Pseudonim autora (Psy – wymawia się sai) stał się najczęściej wyszukiwanym słowem w sieci, a jego film – najczęściej parodiowanym. Oprócz tysięcy amatorów własną wersję tańca w stylu Gangnam zaprezentowało NASA, Greenpeace, marynarki wojenne USA i Chin, a nawet wykładowcy uznanych uczelni wyższych z MIT na czele. Słynny chiński artysta Ai Weiwei uprawiał końskie podskoki w kajdanach, nawiązując do swego pobytu w więzieniu.