Czy nie szkoda Iwaszkiewicza na stos? – pytał w 1993 r. Tomasz Burek. Rzeczywiście lata osiemdziesiąte i początek nowej Polski nie były dla pisarza łaskawe. Niedługo po jego śmierci – zmarł 2 marca 1980 r. – na łamach paryskiej „Kultury” Konstanty Jeleński dyskutował z Gustawem Herlingiem-Grudzińskim, który krytykował postawę pisarza. Widział u Iwaszkiewicza „naturalny instynkt dworzanina”, który „użyczał splendoru nowemu ustrojowi”, kiedy pełnił oficjalne funkcje prezesa ZLP i redaktora naczelnego „Twórczości” i kiedy reprezentował polską literaturę za granicą. Jeleński twierdził zaś, że Iwaszkiewicz cały czas grał z władzą i dzięki temu wiele rzeczy udało mu się dla literatury uzyskać.
Oskarżenia wobec Iwaszkiewicza formułowało później wielu krytyków, przedmiotem kpin stała się też jego ostatnia wola – chciał być pochowany w mundurze górnika. Na początku nowej Polski Iwaszkiewicz zniknął z lektur szkolnych. Jednak czyściec trwał krótko, a to dlatego, że jego twórczość, inaczej niż jego postawa, nie wzbudzała wątpliwości i – co rzadkie, jeśli chodzi o literaturę PRL – nie starzała się. Często to dziennik sprawia, że zapomniany pisarz wraca na chwilę do łask. To nie jest przypadek Iwaszkiewicza. W przeciwieństwie do innych pisarzy będzie zapamiętany nie jako autor dziennika, ale autor pięknych opowiadań i wierszy.
Na podstawie jego książek powstało 18 filmów. „Ktoś chce robić film z »Kochanków z Marony« – pisze Iwaszkiewicz. – Wzdrygnąłem się na tę wiadomość. Wydać na pastwę filmowców coś, co się tak przeżyło, co się tak ukochało? Wydać na łup aparatu (…) wszystko, co tam jest z krwi?”. Niedawno kolejne jego opowiadanie „Tatarak” przeniósł na ekran Andrzej Wajda.