Prawdziwe zmyślenie
Recenzja książki: Marek Hłasko, "Piękni dwudziestoletni"
SKLEP INTERNETOWY POLITYKI
Na legendę tej książki nakłada się nieuchronnie legenda jej autora. Marek Hłasko, polityczny emigrant mimo woli, długo funkcjonował w świadomości zbiorowej jako rodzimy odpowiednik Jamesa Deana, a potem – zgodnie z intencjami autorów słynnej antologii z 1986 r. – jako „kaskader literatury”. Dla jednych był symbolem intelektualnego oporu wobec komunizmu, dla innych ofiarą bezdusznego systemu i osobistym wrogiem Władysława Gomułki, który za nic nie godził się, by młody pisarz, po wyjeździe z Polski w 1958 r., mógł wrócić do kraju. Hłasko umarł młodo, bo w wieku 35 lat, w niewyjaśnionych do końca okolicznościach, co oczywiście wzmacniało legendę biograficzną i ta legenda krążyła po kraju, a osobliwie po knajpach warszawskich, rozprzestrzeniana przez rzekomych kompanów pisarza.
Niewątpliwie Hłasko był pisarzem modnym. Mało tego, tuż po październiku 1956, kiedy należał do zespołu tygodnika „Po prostu”, a zwłaszcza po wydaniu tomu opowiadań „Pierwszy krok w chmurach”, był najprawdziwszym idolem. W młodym pokoleniu Polaków funkcjonował wtedy tak jak parę dekad później gwiazdy rocka. Żaden dzisiejszy pisarz polski nie mógłby marzyć o takiej sławie. Zwłaszcza w wieku 22 lat.
Książka wspomnieniowa „Piękni dwudziestoletni”, wydana na trzy lata przed śmiercią Hłaski, bardziej niż cała jego emigracyjna proza przyczyniła się do podtrzymania tej sławy.