Już wiemy, jakie będzie najważniejsze słowo nowego sezonu politycznego: spowolnienie. Donald Tusk zapowiedział wystąpienie programowe na przełom września i października. Musi mówić o gospodarce. Publicyści i ekonomiści już suflują premierowi, co ma powiedzieć. Kancelaria i ministerstwa liczą koszty różnych posunięć, sam Tusk czeka przede wszystkim na rozstrzygnięcia w strefie euro, gdzie do końca września ma zapaść szereg kluczowych decyzji. Cokolwiek się wydarzy, musi przygotować Polaków na ciężki rok, przypuszczalnie cięższy niż ten po upadku Lehman Brothers.
Dane o dynamice PKB nie pozostawiają złudzeń: spowolnienie przyszło. Gospodarka dalej się rozwija, ale wzrost ostro wyhamował. Od marca do czerwca PKB urósł rok do roku o 2,4 proc., podczas gdy w poprzednim kwartale było to 3,5 proc. Rząd liczył na wyższy odczyt. – Wzrost wypadł znacząco poniżej oczekiwań – mówi Maja Goettig, główna ekonomistka KBC Securities i członkini Rady Gospodarczej przy premierze. – W kwietniu i maju nadal były realizowane inwestycje związane z Euro 2012, sądziliśmy, że w istotny sposób wesprą wzrost. I wsparły, ale nie na tyle, by zniwelować wpływ innych czynników, głównie pogarszającej się sytuacji na naszych rynkach eksportowych.
Ponad 70 proc. polskiego eksportu trafia do strefy euro, a tam właśnie zagościła recesja. Większość krajów była na minusie już w drugim kwartale, inne, jak Niemcy, szykowały się na dekoniunkturę, w związku z czym niemieckie firmy redukowały zamówienia u polskich dostawców. To musiało się odbić na naszym wzroście, a zdziwienie budzi tylko fakt, że nastąpiło to tak szybko.