Muzyka drżących prętów
Rozmowa z Pawłem Romańczukiem, założycielem zespołu Małe Instrumenty
Sławomir Mizerski: – Dlaczego dorosły facet z brodą zbiera dziecięce pianina?
Paweł Romańczuk: – Zawsze byłem fanem poszukiwań dźwiękowych związanych z małymi źródłami dźwięku i zespołów, które takimi źródłami dźwięku się posługują. Po latach doświadczeń z tradycyjnymi instrumentami chciałem w końcu taki zespół mieć, dlatego zacząłem kupować dziecięce pianina. Ale małe instrumenty mają także swój specyficzny rys kulturowy, wygląd. Kiedy na nich gramy z kolegami, to oprócz dźwięków cieszy nas to, że w rękach mamy bardzo przyjemne, małe przedmioty.
Fascynuje pana ich wielkość, to znaczy ich niewielkość?
Jakoś tak jest, że ludzie lubią małe przedmioty. Małe rzeczy wywołują w nas ciepłe skojarzenia. Są przyjemne, przyjazne, bliskie, naturalne. Nie stwarzają wrażenia niedostępnych molochów. Ale mimo że są małe, nie zawsze tanie. Kupowanie to setki godzin spędzonych przed komputerem, szukanie na internetowych aukcjach w różnych krajach. Potem wysupłanie kasy, znalezienie sposobu, żeby zapłacić, zorganizować transport. To pomarańczowe pianino przyjechało do Polski w 17 kawałkach, musiałem je posklejać.
Kupując instrument, wie pan, jakie dźwięki pan kupuje?
Kiedy czytam opis i widzę zdjęcie w Internecie, wydaje mi się, że wiem, ale często okazuje się co innego. Instrumenty to przygoda i zagadka. Kupując tę szwajcarską dźwiękową maszynę do pisania, nie wiedziałem, jak ona zagra. Okazało się, że ma ciekawe możliwości, a do tego frapująco wygląda. Można na niej grać teksty literackie. Większość tego, co mam, to przedmioty już nieprodukowane, np. enerdowskie, radzieckie, amerykańskie z połowy zeszłego wieku. To rozwiązania czysto mechaniczne, co mnie fascynuje. Dźwięk powstaje w nich w sposób rzeczywisty.