Dzień Matki
Rozmowa z Barbarą Nowacką, córką Izabeli Jarugi-Nowackiej
Joanna Cieśla: – Wciąż toczy się spór o przyczyny tragedii. Zabierze pani w nim głos?
Barbara Nowacka: – Nie. Dla mnie to straszne, że zamiast mówić o ludziach, którzy zginęli, ciągle rozmawiamy o ich śmierci. Można pomyśleć, że mamy kraj ekspertów – wszyscy wiedzą, jak się ląduje Tupolewem albo rozpyla sztuczną mgłę. Tak jak kiedyś wszyscy wiedzieli, jak Małysz powinien skakać. Nie znam się na katastrofach lotniczych, czekam na oficjalne wyniki śledztwa.
Może niektórzy tak sobie radzą z bólem?
Pasję bliskich ofiar w tym wyjaśnianiu rozumiem. Chodzi mi o polityków, dziennikarzy. Zapomina się, że odeszło 96 wyjątkowych, zaangażowanych politycznie – i nie tylko – osób, bo bez ustanku się rozdrapuje, jak do tego doszło. Nie ze wszystkimi w tej delegacji sympatyzowałam, ale to była elita Rzeczpospolitej i warto się zastanowić nad tym, jak wykorzystać dorobek tych osób. A nie topić je w tym smoleńskim błocie.
Bolą panią dyskusje o wysokości zadośćuczynień, o pomniku?
Raczej żenują. Szczególnie dyskusja o pomniku. Nie rozumiem, nad czym tu się zastanawiać. W wyniku tej tragedii cała Polska poniosła stratę, pomnik powinien stanąć w centrum Warszawy. Jest wiele miejsc, gdzie by się wpasował. Brakuje tylko woli politycznej. Problemem okazuje się nawet posadzenie 96 drzew. To zaczyna być farsą. Nie dziwię się, że pojawiają się takie akcje jak „Dzień bez Smoleńska”. Oczywiście, sprawia mi to przykrość, bo dla mnie sprawa ma osobisty wymiar, ale rozumiem ludzi, którzy mają dość tej polityczno-medialnej szopki. Nigdy nie wierzyłam w wielkie narodowe pojednanie po katastrofie, bo za bardzo się różnimy – ale politycy mogliby się przynajmniej zachowywać przyzwoicie.