Joanna Ozdobińska: – Czy można tak po prostu kupić zoo?
Benjamin Mee: – Sam z niedowierzaniem myślę o tym wydarzeniu. Było tak, że sześć lat temu szukałem nowego domu dla mamy, ponieważ mieszkała sama po śmierci mojego ojca. Mieli z nią zamieszkać mój brat i siostra razem z dziećmi, więc chcieliśmy kupić coś dużego. A jedną z ofert naszego agenta był dom, który – jak się potem okazało – był elementem prywatnego parku zoologicznego, położonego w angielskim hrabstwie Devon. Oczywiście początkowo nie mogliśmy uwierzyć, że coś takiego jest w ogóle możliwe.
Czy na świecie są inne prywatne ogrody zoologiczne takie jak Dartmoor Zoo?
Tak, wiem o dwóch innych w Europie. Zdarzyło mi się odebrać telefony od osób zastanawiających się nad kupnem takiego miejsca, które prosiły mnie o radę. Za każdym razem mówiłem im, żeby pod żadnym pozorem tego nie robili! (śmiech). Jedna z tych osób mnie posłuchała, druga nie.
Jak się pan nauczył prowadzić zoo?
Początkowo byłem przerażony. Z pomocą przyszedł mi lokalny inspektor ochrony środowiska, który podpowiedział, że powinienem zatrudnić nadzorcę zwierząt, który zna się na tym, i słuchać tej osoby. Oczywiście, jest to biznes, planowanie wydatków, ale przecież same zwierzęta wymagają uwagi. Trzeba przedkładać dobro i zdrowie zwierząt w budżecie nad wszystko inne. Poprzedni właściciel był bardzo trudny w kontaktach. Zoo doprowadził do bardzo złego stanu. Zdarzało się, że mierzył do inspektorów z naładowanej broni, gdy przychodzili. Ja obiecałem im, że nie będę do nich mierzył z broni tak długo, jak jestem właścicielem zoo, i na razie udało mi się dotrzymać słowa.