„Zagrożenie polskiej racji stanu”, „błąd, za który zapłacą pokolenia”, „uderzenie w fundamenty kultury”, „upadek chwalebnej idei kształcenia młodych w duchu patriotyzmu” – to tylko część armat wytoczonych przeciwko reformie nauczania. „Fakt” wali wprost: „W polskich szkołach nie będzie historii. Jak za okupacji”. O co tu chodzi?
Do tej pory historia była przerabiana od początku do końca w trzech cyklach, w podstawówce, gimnazjum i szkole ponadgimnazjalnej. Często wyglądało to tak, że uczniowie trzykrotnie studiowali dogłębnie Mezopotamię i starożytny Egipt, a na historię współczesną brakowało czasu. Według zreformowanej podstawy programowej mają w gimnazjum przerobić kurs do 1918 r., a w pierwszej klasie ponadgimnazjalnej zająć się historią najnowszą. W klasie drugiej ci, którzy zdecydują się na maturę z historii, będą się jej uczyć w wersji rozszerzonej, a reszta ma mieć przedmiot „Historia i społeczeństwo. Dziedzictwo epok”. Ministerstwo proponuje tu osiem wątków tematycznych, z których nauczyciel wraz z uczniami wybierają cztery i przerabiają je w ciągu dwóch lat. Te wątki to: „Europa i świat”, „Język komunikacja, media”, „Kobieta, mężczyzna, rodzina”, „Nauka”, „Swojskość i obcość”, „Gospodarka”, „Rządzący i rządzeni”, „Wojna i wojskowość” oraz „Ojczysty panteon, ojczyste spory”. Wątki rozpisane są na epokę starożytną, średniowiecze, nowożytność, wiek XIX i XX. Chodzi o to, aby uczniowie rozumieli procesy historyczne, potrafili dostrzec w przeszłości korzenie współczesnych zjawisk.