Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Społeczeństwo

Histeria

Jakiej historii uczyć

Czy głównym celem nauczania historii powinno być kształtowanie postaw patriotycznych? Czy głównym celem nauczania historii powinno być kształtowanie postaw patriotycznych? Mirosław Gryń / Polityka
Reforma programowa obejmie wiele przedmiotów, ale tylko historia budzi takie emocje, że aż doprowadziła do głodówki.
Przekaz, że patriotyzm polega na nieustannym umieraniu za ojczyznę z rąk wroga i martyrologii, wzmacniają lekcje historii w starym stylu, czyli prezentacja faktów w kluczu polityczno-militarnym.Mirosław Gryń/Polityka Przekaz, że patriotyzm polega na nieustannym umieraniu za ojczyznę z rąk wroga i martyrologii, wzmacniają lekcje historii w starym stylu, czyli prezentacja faktów w kluczu polityczno-militarnym.

„Zagrożenie polskiej racji stanu”, „błąd, za który zapłacą pokolenia”, „uderzenie w fundamenty kultury”, „upadek chwalebnej idei kształcenia młodych w duchu patriotyzmu” – to tylko część armat wytoczonych przeciwko reformie nauczania. „Fakt” wali wprost: „W polskich szkołach nie będzie historii. Jak za okupacji”. O co tu chodzi?

Do tej pory historia była przerabiana od początku do końca w trzech cyklach, w podstawówce, gimnazjum i szkole ponadgimnazjalnej. Często wyglądało to tak, że uczniowie trzykrotnie studiowali dogłębnie Mezopotamię i starożytny Egipt, a na historię współczesną brakowało czasu. Według zreformowanej podstawy programowej mają w gimnazjum przerobić kurs do 1918 r., a w pierwszej klasie ponadgimnazjalnej zająć się historią najnowszą. W klasie drugiej ci, którzy zdecydują się na maturę z historii, będą się jej uczyć w wersji rozszerzonej, a reszta ma mieć przedmiot „Historia i społeczeństwo. Dziedzictwo epok”. Ministerstwo proponuje tu osiem wątków tematycznych, z których nauczyciel wraz z uczniami wybierają cztery i przerabiają je w ciągu dwóch lat. Te wątki to: „Europa i świat”, „Język komunikacja, media”, „Kobieta, mężczyzna, rodzina”, „Nauka”, „Swojskość i obcość”, „Gospodarka”, „Rządzący i rządzeni”, „Wojna i wojskowość” oraz „Ojczysty panteon, ojczyste spory”. Wątki rozpisane są na epokę starożytną, średniowiecze, nowożytność, wiek XIX i XX. Chodzi o to, aby uczniowie rozumieli procesy historyczne, potrafili dostrzec w przeszłości korzenie współczesnych zjawisk.

„Jeden nauczyciel może się zająć dziejami zrywów patriotycznych w XIX i XX w., inny – przykładowo – problemem równouprawnienia kobiet i zmianami w modelu rodziny. Oznacza to, że znaczną większość tematów, postaci i zdarzeń, także tych najistotniejszych dla narodowej i obywatelskiej tożsamości, młodzi Polacy będą poznawali po raz ostatni w szkole daleko przed progiem dorosłości” – pisał w liście otwartym do prezydenta prawicowy publicysta Piotr Zaremba. Wątki proponowane przez ministerstwo nazywa postmodernistycznymi czytankami. Łukasz Warzecha pisze wręcz o „błahych ciekawostkach”.

Największe emocje budzi wątek „Kobieta, mężczyzna, rodzina”, zawsze przywoływany w tym kontekście i traktowany jako zagrożenie polskiej szkoły feministyczną propagandą. Przy czym żaden z jego krytyków nie tłumaczy, dlaczego połowa społeczeństwa uważa równouprawnienie za błahostkę i czy na pewno ma ono mniejszą wagę dla tożsamości obywatelskiej niż powiedzmy data bitwy pod Beresteczkiem.

Dr Agnieszka Janiak-Jasińska z Zakładu Historii XIX w. UW, która od początku analizuje debatę wokół reformy, twierdzi, że główne zarzuty wynikają z niewiedzy albo niezrozumienia istoty planowanych zmian. Zwłaszcza zarzut, że po pierwszej klasie historia Polski znika z programu liceów.

Przecież mówiąc o emancypacji Polek, mówimy o skutkach powstania styczniowego. A przerabiając wątek „Język, komunikacja, media” nie sposób ominąć takich kwestii, jak stalinowska propaganda, prasa drugiego obiegu czy Radio Wolna Europa – przekonuje.

Inna kwestia to bardzo agresywny, emocjonalny ton sporu i towarzyszący mu sztafaż: podziemia kościoła i opozycjoniści głodujący przy dźwiękach pieśni Kaczmarskiego w obronie ojczyzny, żądający „ujawnienia nazwisk” pracujących dla MEN ekspertów, podkreślanie, że zostali opłaceni za unijne pieniądze. Postulaty przygotowania kompletów nauczania historii po staremu i zorganizowania wykładów dla młodzieży na kształt latającego uniwersytetu.

Ten język ma wywoływać poczucie zagrożenia bytu narodowego. Przekaz układa się w spójną całość: lewackie elity europejskie finansują sprzedajnych ekspertów, by wykorzenić polską tożsamość i zmienić nas w tanią siłę roboczą – mówi dr Janiak-Jasińska.

Szkoda, że ta debata przybrała tak absurdalne kształty. Pytanie bowiem, czy głównym celem nauczania historii powinno być kształtowanie postaw patriotycznych? To problem wart dyskusji.

 

 

Ramota nie Rota

Według dr. Michała Bilewicza, psychologa społecznego, polska szkoła – obecnie, jeszcze przed wprowadzeniem nowych podstaw – wpaja uczniom wartości narodowo-patriotyczne, a nie krytyczno-patriotyczne. Wzorce wyznaczają archaiczne klisze: romantyczna martyrologia z wezwaniem „Niechaj nas przecie widzą, gdy konamy”, Sienkiewicz z postacią Podbipięty, który ślubuje seksualną czystość, dopóki jednym ciosem miecza nie zetnie trzech wrogich łbów, czy „Kamienie na szaniec” – podręcznik tego, jak słodko i zaszczytnie jest umrzeć za ojczyznę. Wiek XXI, Unia Europejska, a nam nadal Niemiec pluje w twarz, jak wyśpiewują uczniowie podstawówki. W szkolnych hymnach nadal łopocą proporce i sztandary, przeganiamy wroga z ojczyzny, w czym z niebieskiego okna błogosławi nam obecnie Ojciec Święty. „Ta Bozia i Polska, Polska i Bozia” – wzdychał nad przedwojenną edukacją Antoni Słonimski. Mógłby wzdychać i dziś. Pytanie, czy coś z tego w ogóle przenika do świadomości młodych ludzi?

Tak – twierdzi Elżbieta Janicka, autorka książki „Festung Warschau”. – Pewien rodzaj sformatowania, jakieś skrawki patriotycznych czy wręcz nacjonalistycznych mitów, trochę symboliki. Zajęcia ze studentami trzeba zaczynać od rozkuwania betonu szkolnej oczywistości i bezalternatywności. Pokazywania, że w tych samych kwestiach mogą być różne stanowiska, że można dokonywać różnych wyborów. Choćby kwestia oceny Powstania Warszawskiego, która przecież może być co najmniej niejednoznaczna.

Przekaz, że patriotyzm polega na nieustannym umieraniu za ojczyznę z rąk wroga i martyrologii, wzmacniają lekcje historii w starym stylu, czyli prezentacja faktów w kluczu polityczno-militarnym.

I to jest polska specyfika – ocenia dr Michał Bilewicz. – W Europie odchodzi się od traktowania historii jako narzędzia budowania silnej tożsamości narodowej. U nas jest ona nacjonalistyczną narracją. Nauczyciele, sami wychowani w tej narracji, przekazują dalej taką wizję dziejów. Nauczanie o międzywojniu sprowadza się do omawiania sukcesów, osiągnięć i wybitnych postaci. Nie mówi się o skrajnych nierównościach społecznych, prawnej dyskryminacji Żydów czy Ukraińców. Jak to się ma do kształcenia postaw tolerancji i więzi z innymi narodami?

Anna Dzierzgowska, nauczycielka historii w społecznym Liceum Ogólnokształcącym im. Jacka Kuronia, mówi, że dawna podstawa programowa przypomina jej zaproszenie na sekcję zwłok; nic tylko bitwy i bitwy, w których trup ściele się gęsto, a żadnej nie wolno pominąć. A po drugie, że takie nauczanie nie ma nic wspólnego z tym, jak współcześnie uprawia się historię – poprzez próby zrozumienia procesów społecznych, kulturowych, ekonomicznych, poprzez mikrohistoryczne badania wspólnot i mniejszości. Nowa podstawa daje taką szansę.

U nas było po bożemu: jeden naród, nawiasem mówiąc, naród szlachecki, z którego kobiety czy chłopi są wykluczeni, i jedna narracja; zamknięta, pokazująca, „jak było naprawdę” od mamuta do Bieruta, przez Zjazd Gnieźnieński i bitwę pod Grunwaldem – mówi. – Taka historia jest nie tylko nudna i abstrakcyjna, nie wyposaża w narzędzia, którymi można radzić sobie z rzeczywistością, ale jest też podatna na polityczne manipulacje.

Winni są inni

Coraz więcej respondentów na oczywiste wydawałoby się pytanie, kto w czasie II wojny światowej ucierpiał bardziej – Polacy czy Żydzi, wybiera odpowiedź „oba narody ucierpiały tyle samo” (to blisko połowa, a kolejnych 16 proc. twierdzi, że bardziej ucierpieli Polacy). Według Michała Bilewicza, na trybunach polskich stadionów można wyczytać hasła wyjęte niemal żywcem z podręczników. Kibice czują się spadkobiercami żołnierzy wyklętych, mają więc prawo stosować przemoc wobec domniemanych kolaborantów.

Tli się tam jakaś furia wynikająca z deficytu ułańskich przewag, bitewnego zgiełku i straceńczych szarży. Żarliwość okrzyków: „precz z komuną”, dwadzieścia parę lat po upadku PRL jest zdumiewająca.

 

 

Bogoojczyźniana szkoła, skupiona na polskiej martyrologii, nie uczy empatii wobec innych.

Przygotowuje też do negowania jakichkolwiek niewygodnych treści historycznych – twierdzi Bilewicz. – Kilka lat temu przedstawiliśmy grupie studentów różne wyjaśnienia nieznanej im wcześniej zbrodni w Pawłokomie. Oni automatycznie zgadzali się ze stwierdzeniem, że Polacy mordowali Ukraińców, bo zostali sprowokowani bądź zmuszeni, natomiast Ukraińcy mordowali Polaków z czystej nienawiści – opowiada. – Podczas spotkań polskiej młodzieży z młodzieżą izraelską czy amerykańskimi Żydami widać, jak bardzo nasi licealiści są nieprzygotowani do rozmowy o historii. Natychmiast pojawia się blokada, okopanie na swoich stanowiskach i niechęć do wysłuchania racji drugiej strony.

Gdy w badaniach młodych pada pytanie, z czego w swoim kraju są dumni, okazuje się, że z poległych bohaterów. Im dawniej polegli, tym bardziej są z nich dumni. We współczesności częściej widzą powody do wstydu niż dumy.

Tak już u nas jest, że jeszcze nienarodzeni albo już martwi są cenniejsi i lepiej traktowani niż żyjący – ocenia prof. Krystyna Skarżyńska, psycholog społeczny.

Tymczasem warto pytać: jaki patriotyzm? Zamknięty, symboliczny i tradycyjny czy otwarty i krytyczny. Jak twierdzi prof. Skarżyńska – ten pierwszy jest łatwiejszy w konsumpcji, bo polega na emocjonalnym wzbudzeniu, daje poczucie silnej przynależności do wspólnoty i pozwala się ogrzać w glorii poległych bohaterów. Dlatego w szkole dominuje sentymentalna opowieść o symbolach, naszych niezłomnych bohaterach, odwiecznych wrogach. Nasi są w tej opowieści bez skazy i nigdy nikomu nie wyrządzili krzywdy.

Niebezpieczne jest to, że ten typ patriotyzmu skłania też do myślenia w kategoriach roszczeniowych i do bezczynności – mówi. – My, niedoceniane ofiary prześladowań, tyleśmy się w przeszłości nacierpieli, że teraz się należy. „Polacy przecież zasługują na więcej”. Dawne krzywdy traktowane są jako zasoby na przyszłość.

Głód historii

Na szczęście młodym, mimo wszystko, takie myślenie jest coraz bardziej obce. W cyklicznie prowadzonych badaniach na ogólnopolskiej grupie studentów w ubiegłym roku po raz pierwszy postawy otwartego, obywatelskiego patriotyzmu przeważyły nad patriotyzmem tradycyjnym. Przy czym – jak ostrzega prof. Skarżyńska – może to być zwycięstwo kruche. Patriotyzmowi otwartemu sprzyja dobra kondycja kraju, zwłaszcza ekonomiczna. Kryzys niesie poczucie zagrożenia, nasila egocentryzm, a to prowadzi do zamykania się w grupach nastawionych na własny interes, zwiększa atrakcyjność patriotyzmu zamkniętego, pozwalającego żyć w przekonaniu o narodowej wielkości.

Na to nakłada się polska specyfika – mówi. – W rozwiniętych demokracjach te dwa typy patriotyzmu są dość dokładnie oddzielone. U nas nie, dlatego łatwo o przesunięcia.

Szkoła to tylko jeden z czynników, które mają wpływ na wychowanie; może nawet coraz mniejszy. Dzieci żyją w globalnej wiosce, młodzi uczą się postaw obywatelskich w Internecie, na portalach społecznościowych. Jednak przekaz edukacyjny powinien być bardziej spójny ze współczesnym światem, dać narzędzia, które pozwolą zrozumieć rzeczywistość, odnaleźć się w wielokulturowej społeczności. Historia potraktowana nie jako zamknięta narracja, o tym „jak to naprawdę było”, ale szukanie w przeszłości genezy współczesnych zjawisk, może w tym tylko pomóc.

Kakofonia, w jaką zmieniła się dyskusja nad podstawą programową, może skłonić młodych ludzi do przekonania, że historia jest potrzebna Polakom po to, by mieli się o co kłócić. Chyba że podejdą do rzeczy postmodernistycznie i uznają, że głodujący w Krakowie opozycjoniści urządzili im rekonstrukcję historyczną z głębokiego PRL; coś jak doroczna bitwa pod Grunwaldem.

Polityka 14.2012 (2853) z dnia 04.04.2012; Kraj; s. 34
Oryginalny tytuł tekstu: "Histeria"
Więcej na ten temat
Reklama

Czytaj także

null
Ja My Oni

Jak dotować dorosłe dzieci? Pięć przykazań

Pięć przykazań dla rodziców, którzy chcą i mogą wesprzeć dorosłe dzieci (i dla dzieci, które wsparcie przyjmują).

Anna Dąbrowska
03.02.2015
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną