Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Ludzie i style

Bo to bot był

Martwe dusze w Internecie

Są takie boty, które autentycznie chcą się z nami zaprzyjaźnić. „Dobra robota! Niesamowite! Jesteś świetnym przyjacielem!” Są takie boty, które autentycznie chcą się z nami zaprzyjaźnić. „Dobra robota! Niesamowite! Jesteś świetnym przyjacielem!” Mirosław Gryń / Polityka
Te groźne próbują wyłudzać dane lub wpływać na wyniki wyborów. Społeczne boty są dziś jednak przede wszystkim duszami towarzystwa – szepną nam miłe słowo, gdy zabraknie obok człowieka.
Coraz trudniej odróżnić gołym okiem bota od przeciętnego użytkownika.Marc Smith/Flickr CC by 2.0 Coraz trudniej odróżnić gołym okiem bota od przeciętnego użytkownika.

Carina Santos upozorowała się na dziennikarkę około trzydziestki. W serwisie społecznościowym Twitter deklaruje, że pochodzi z Rio de Janeiro i pracuje w redakcji jednego z kanałów informacyjnych. Podaje nawet numer telefonu służbowego. W ciągu dwóch lat opublikowała ponad 25 tys. wpisów – średnio pół setki na dzień – dotyczących aktualnych wydarzeń, ale także sportu czy plotek. Jej wpisy śledzi już blisko tysiąc osób, a podawanymi przez nią informacjami na tyle chętnie dzielą się z własnymi znajomymi, że wpływ Santos na społeczność Twittera jedna z wyspecjalizowanych agencji porównała do pozycji Dalajlamy czy Baracka Obamy. Dla każdego publicysty byłoby to niebywałe osiągnięcie. A co dopiero dla bota.

Dopiero pod koniec lipca naukowcy z brazylijskiego Universidade Federal de Ouro Preto ujawnili, że Santos nie jest człowiekiem. Przyznali, że zaprogramowali ją w 2011 r. dla sprawdzenia, czy zdoła zdobyć zaufanie internautów. Okazało się to banalnie proste. Zbierała po prostu informacje z portali internetowych i profili innych użytkowników, a następnie publikowała je na własnym. Obserwujący ją użytkownicy byli przekonani, że newsy wysyła żywa osoba.

Podobny eksperyment przeprowadził wcześniej amerykański informatyk Greg Marra. Własnego bota – czyli program samodzielnie wykonujący zadaną mu czynność, w tym wypadku symulowanie ludzkiej aktywności na Twitterze – umiejscowił pod adresem @Trackgirl. I wymyślił, że będzie udawać miłośniczkę joggingu. Monitorowała ona wypowiedzi związane z tym sportem i trzy razy dziennie publikowała niektóre z nich jako własne. Z równą regularnością nawiązywała (wirtualne) kontakty z innymi biegaczami. Jako że co trzecie z jej zaproszeń spotykało się z akceptacją, zgromadziła wkrótce spore grono sieciowych znajomych.

Polityka 36.2013 (2923) z dnia 03.09.2013; Ludzie i Style; s. 92
Oryginalny tytuł tekstu: "Bo to bot był"
Reklama