Śmierć Margaret Thatcher w kwietniu 2013 r. nie przez wszystkich została przyjęta ze smutkiem. Żałobie towarzyszyły także festyny uliczne połączone z paleniem kukły przedstawiającej zmarłą premier, wszędzie tam, gdzie jej wolnorynkowa kuracja przyniosła najbardziej dotkliwe skutki. Szczególnie w tych miastach i osadach, w których jeszcze trzy dekady wcześniej istniały kopalnie węgla kamiennego. To w nich wybuchł w 1984 r. największy i najdłuższy strajk w powojennej Wielkiej Brytanii. Protest brytyjskich górników w obronie miejsc pracy szybko przeistoczył się w konflikt ideologiczny pomiędzy Arthurem Scargillem, przywódcą Krajowego Związku Górników (NUM), a konserwatywnym rządem, na którego czele stała Margaret Thatcher, zwana Żelazną Damą.
Problem, czy państwem ma rządzić demokratycznie wyłoniony rząd czy też związki zawodowe reprezentujące określoną grupę zawodową, był szczególnie widoczny na Wyspach Brytyjskich. Wynikało to z faktu, że wiele sektorów gospodarki po drugiej wojnie światowej było w ręku państwa, a praca w nich wiązała się praktycznie z przymusowym członkostwem w związku zawodowym. Pomimo malejącej liczby kopalń to górnicy stanowili „awangardę klasy robotniczej”. Doprowadzili w 1974 r. do przedterminowych wyborów, obalając na tle sporu płacowego rząd konserwatysty Edwarda Heatha. Thatcher, która była w jego gabinecie ministrem oświaty, nie zapomniała nigdy tego upokorzenia. Uważała bowiem, że nie należało wówczas ulegać presji strajkujących, a ustępstwa Heatha tylko rozzuchwaliły związkowców.
Pięć lat później związki zawodowe, żądając wyższych płac, doprowadziły poprzez falę strajków do tzw.