Projekty obywatelskich komitetów Stop Aborcji i Ratujmy Kobiety oraz poselski projekt regulujący kwestię in vitro proponują wykluczające się wizje polskiej rodziny.
Według projektu Stop Aborcji całkowity zakaz przerywania ciąży (nawet w przypadku gwałtu, kazirodztwa czy zagrożenia zdrowia kobiety) oraz penalizacja poronień mają realizować konstytucyjne prawo do życia. Niestety, przegłosowanie tego projektu mogłoby oznaczać, że takich przypadków jak dwunastoletnia matka z Kielc będzie o wiele więcej. Co do starszych, bardziej zorientowanych i majętnych osób z większych miast, sytuacja zapewne zmieni się niewiele. Już dziś badania wskazują, że dla nich brak dostępu do legalnej aborcji nie jest aż takim problemem jak dla mieszkańców mniejszych ośrodków, którzy muszą brać poprawkę na klauzulę sumienia lekarzy, gorzej zaopatrzone apteki i skromniejsze zarobki (cena zabiegu w podziemiu waha się od 1,5 do 3 tys. złotych).
Polacy już teraz odkładają rodzicielstwo na późniejsze etapy życia. Jesteśmy społeczeństwem „na dorobku” i o sporej mobilności w stronę wielkich metropolii, co wiąże się np. z dotkliwymi dysproporcjami płci w odpowiednim przedziale wiekowym. Inaczej mówiąc, młodym coraz trudniej znaleźć odpowiedniego partnera. Przesunęła się średnia wieku zawierania pierwszego małżeństwa oraz średni wiek, w którym Polki wydają na świat pierwsze – często jedyne – dziecko.
Wiele par ze względu na wpływ czynników środowiskowych, stresu, wieku czy powikłań zdrowotnych nie może liczyć na potomstwo bez wspomagania prokreacji. Debata sejmowa dotyczyć będzie również projektu nowych regulacji procedury zapłodnienia in vitro. Jak podkreślają organizacje pozarządowe, zaproponowane przez posła Jana Klawitera (Prawica Rzeczypospolitej) regulacje, czyli możność tworzenia tylko jednego zarodka naraz, zakaz mrożenia, a więc konieczność implantacji w przeciągu 72 godzin, uczynią procedurę nie do przeprowadzenia w praktyce.