Antykoncepcja prowadzi do rozwiązłości? Tak uważa ekspertka MEN ds. wychowania w rodzinie
W czasach głębokiej komuny poszłam na pielgrzymkę. Pierwszy i ostatni raz. Tym, co mnie zniechęciło do kolejnych peregrynacji, były codzienne wystąpienia doradczyni życia rodzinnego. Młodej zakonnicy, która przez megafon przekonywała nas – i przy okazji mieszkańców mijanych wiosek – że coitus interruptus, czyli stosunek przerywany to zło. Ponieważ – jak głosiła, a co niosło się przez megafon w promieniu kilkuset metrów – powoduje on oziębłość u kobiet, a u mężczyzn zaburzenia ejakulacji.
Jednak to nic w porównaniu ze stosowaniem prezerwatyw, które – jak przekonywała – doprowadzają do mordowania plemników. I spiral domacicznych, które jeśli nie zamordują dziecka, to na stałe wrosną w jego ciało. „Słyszałam o niemowlętach, które rodzą się ze spiralą wystającą z główki” – niósł się po polach i łąkach głos diecezjalnej doradczyni życia rodzinnego.
Od tamtej pory minęło prawie 30 lat i ku swojemu zdumieniu znów usłyszałam tę opowieść. Znów pojawiły się coitus interruptus, ubezpłodnienie człowieka i spirala domaciczna jako środek poronny zainstalowany w ciele kobiety. Tym razem jednak opowieść nie płynęła z ust siostry zakonnej, ale posługującej się podobną stylistyką dr hab Urszuli Dudziak.
Antykoncepcja, czyli grzech
Wykładowcy z KUL zorganizowali wykład z udziałem autorki książek o planowaniu rodziny i badań nad osobowością kobiet przerywających ciążę. Dr Urszula Dudziak w auli KUL, ale też podczas licznych konferencji i sympozjów, przedstawia antykoncepcję jako czyste zło. Już sam jej cel jest – przekonywała m.