Osoby czytające wydania polityki

„Polityka”. Największy tygodnik w Polsce.

Wiarygodność w czasach niepewności.

Subskrybuj z rabatem
Kraj

Antykoncepcja prowadzi do rozwiązłości? Tak uważa ekspertka MEN ds. wychowania w rodzinie

Prof. Urszula Dudziak Prof. Urszula Dudziak Youtube
Snucie opowieści o mordowaniu plemników i dobroczynnym działaniu nasienia na organizm kobiety cofa nas do średniowiecza.

W czasach głębokiej komuny poszłam na pielgrzymkę. Pierwszy i ostatni raz. Tym, co mnie zniechęciło do kolejnych peregrynacji, były codzienne wystąpienia doradczyni życia rodzinnego. Młodej zakonnicy, która przez megafon przekonywała nas – i przy okazji mieszkańców mijanych wiosek – że coitus interruptus, czyli stosunek przerywany to zło. Ponieważ – jak głosiła, a co niosło się przez megafon w promieniu kilkuset metrów – powoduje on oziębłość u kobiet, a u mężczyzn zaburzenia ejakulacji.

Jednak to nic w porównaniu ze stosowaniem prezerwatyw, które – jak przekonywała – doprowadzają do mordowania plemników. I spiral domacicznych, które jeśli nie zamordują dziecka, to na stałe wrosną w jego ciało. „Słyszałam o niemowlętach, które rodzą się ze spiralą wystającą z główki” – niósł się po polach i łąkach głos diecezjalnej doradczyni życia rodzinnego.

Od tamtej pory minęło prawie 30 lat i ku swojemu zdumieniu znów usłyszałam tę opowieść. Znów pojawiły się coitus interruptus, ubezpłodnienie człowieka i spirala domaciczna jako środek poronny zainstalowany w ciele kobiety. Tym razem jednak opowieść nie płynęła z ust siostry zakonnej, ale posługującej się podobną stylistyką dr hab Urszuli Dudziak.

Antykoncepcja, czyli grzech

Wykładowcy z KUL zorganizowali wykład z udziałem autorki książek o planowaniu rodziny i badań nad osobowością kobiet przerywających ciążę. Dr Urszula Dudziak w auli KUL, ale też podczas licznych konferencji i sympozjów, przedstawia antykoncepcję jako czyste zło. Już sam jej cel jest – przekonywała m.in. podczas wykładu w Legnicy – niegodziwy, ponieważ uszkadza to, co zdrowe i właściwe. Czyli prowadzi do utraty płodności, daru Boga. Z czym wiąże się odrzucenie tego daru?

Po pierwsze, z uprzedmiotowieniem człowieka – odpowiada dr Dudziak. Czyli ze zrobieniem z niego instrumentu uciech seksualnych. Po drugie, z odarciem go z godności, a samego aktu miłości – z piękna. Ponieważ, jak przekonuje dr Dudziak, stosując antykoncepcję, zamiast myśleć o więzi, małżonkowie zastanawiają się, co nałożyć i czym posmarować. Ale nawet jeśli po nałożeniu i posmarowaniu więź nadal jest, szybko zniknie.

Oczywiście pod wpływem antykoncepcji, która doprowadzi do przesytu seksem, nudy i rutyny. A tej nie pomoże już nic, nawet próby technicznych udoskonaleń sprzętami z seksshopów. Do tego wszystkiego, straszy dr Dudziak, po antykoncepcji człowiek cierpi i umiera. Jeśli kobieta miała w rodzinie nowotwór piersi, jest nieomal sto procent pewne, że i ona, rozbita od środka antykoncepcją hormonalną, zachoruje.

Tylko kalendarzyk małżeński

Jeśli zaś jej partner używał prezerwatyw, narazi ją na dolegliwości związane z odebraniem kontaktu z nasieniem (stany zapalne itd). A i on może mieć przez to problem z ejakulacją. Przy tym wszystkim antykoncepcja to grzech, nie mówiąc o in vitro, które odbiera dziecku miłość matki, skazując je na chłód zamrażarki.

Jaka jest w takim razie jedynie właściwa droga, aby miłość w każdej postaci zachować i pozostać przy Bogu? Oczywiście stosowanie tzw. kalendarzyka małżeńskiego, czyli obserwowanie cyklu kobiety i dostosowywanie do niego współżycia.

Dlaczego o tym piszę? Ponieważ dr Urszula Dudziak została kierowniczką powołanego przez MEN zespołu do opracowania nowego programu wychowania do życia w rodzinie.

A to oznacza, że teraz ona, niczym zakonnica z pielgrzymki, będzie nieść kaganek oświaty seksualnej. Tyle że w czasach komuny – nawet wśród wiernych – porady doradczyń życia rodzinnego były traktowane z przymrużeniem oka. „Co ona może wiedzieć o tym wiedzieć. Mówi, co jej biskup każe” – śmiały się młode pielęgniarki, z którymi peregrynowałam na Jasną Górę. Przeszło trzydzieści lat później dr Dudziak, która powołuje się na archaiczne badania psychiatry Wandy Półtawskiej (ur. 1921), patomorfolog Marii Hrabowskiej (ur. 1936 r.) czy dobrze znanej czytelnikom „Frondy” dr Ewy Ślizień-Kuczapskiej, nie jest śmieszna. Jest niebezpieczna.

Snucie opowieści o mordowaniu plemników, dobroczynnym działaniu nasienia na organizm kobiety, nawet nie cofa nas do średniowiecza, ale stwarza wrażenie istnienia równoległej czasoprzestrzeni. Nie ma w niej powszechnego dostępu do pornografii, z której dzieci uczą się, że seks analny analny i oralny to w ich wieku najlepszy sposób na antykoncepcję.

Nikt nie słyszał o chorobach przenoszonych drogą płciową, a AIDS jest tylko zbitką niebudzących żadnych skojarzeń liter. W równoległym świecie, w jakim porusza się dr Dudziak, nastolatki nie decydują się na współżycie przed 15. rokiem życia. A kiedy odcinane na każdym poziomie nie tylko od antykoncepcji, ale też od wiedzy czy opieki ginekologicznej, zachodzą w ciążę, nie kupują przez internet środków poronnych dla zwierząt. W świecie dr Dudziak wszystko kręci się wokół enigmatycznego umocnienia aktu małżeńskiego i otwarcia go na dawanie życia.

W wykładzie z Legnicy (do obejrzenia w sieci) jest ciekawy moment, w którym dr Dudziak opowiada o matce czwórki dzieci. Kobieta w kolejnej ciąży przychodzi do parafialnej doradczyni życia rodzinnego i pyta, co ma zrobić. Lekarz zaproponował jej cesarskie cięcie i sterylizację. Czy to w zgodzie z wiarą? Doradczyni odpowiada pytaniem: „A dałaby pani sobie zdrową rękę uciąć?”.

To podsumowanie, które w równoległym świecie dr Dudziak ma być apoteozą płodności, w świecie realnym brzmi jak groźba. Dorosły człowiek, z wiedzą uciułaną przez lata i doświadczeniem, jakoś sobie z tym poradzi. Ale dziecko?

Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną