Przejdź do treści
Reklama
Reklama
Kraj

Ziobro chce przejąć władzę nad sądami powszechnymi. To furtka do ręcznego sterowania wymiarem sprawiedliwości

Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro Polityka
Cel jest jasny, bo partia rządząca od dawna wcale go nie kryje.

Zaczęło się zgodnie z prawidłami sztuki: od zmasowanego ataku propagandowego na sędziów. Narzucony przez prezesa PiS i ministra sprawiedliwości, a ochoczo podjęty przed usłużnych (tych, co to zamiast rzetelności wolą tezę, że prawda leży pośrodku) dziennikarzy ton brzmiał: to skorumpowana, leniwa, a bogata i nietykalna kasta.

Potem parlamentarzyści PiS zgłosili do prac legislacyjnych nowelizację prawa o ustroju sądów powszechnych. Znowu wedle sprawdzonego w boju schematu: rządowy projekt legislacyjny jest zgłaszany jako poselski, by przyspieszyć wprowadzenie go w życie i uniknąć konsultacji społecznych.

Zabiegi te jednak nie dziwią. Stawka bitwy jest wszak olbrzymia. Gra toczy się bowiem o ostateczne podporządkowanie partii rządzącej jednego z ostatnich już bastionów wolności – tym razem słowo to nie pada na wyrost – w państwie polskim.

Założenia nowelizacji prawa o ustroju sądów powszechnych

Bowiem w wyniku zapowiadanej nowelizacji minister będzie mógł, po pierwsze, bez żadnych ograniczeń wymienić wszystkich prezesów i wiceprezesów sądów apelacyjnych oraz okręgowych. Nie będzie musiał przy tym zasięgać opinii zgromadzeń ogólnych sędziów (dziś mogą one zaprotestować przeciwko kandydatom ministra, a wtedy, aby nominacja doszła do skutku, konieczna jest pozytywna opinia Krajowej Rady Sądownictwa). To minister – a nie, jak dotąd, prezesi sądów apelacyjnych – ma też mianować prezesów sądów rejonowych.

Zbigniew Ziobro będzie mógł także dowolnie zmienić obsadę wszystkich stanowisk funkcyjnych w sądach (a więc wizytatorów, przewodniczących wydziałów i ich zastępców).

Jeśli zaś nowi prezesi nie sprawdzą się – zdaniem ministra – ten będzie mógł ich łatwo odwołać.

Reklama