Osoby czytające wydania polityki

„Polityka” - prezent, który cieszy cały rok.

Pierwszy miesiąc prenumeraty tylko 11,90 zł!

Subskrybuj
Kraj

Zaciąg Ziobry

Jak zostać sędzią w czasach PiS

Asesura – ale niezależna od polityków – jest pożądaną drogą dojścia do zawodu sędziowskiego. Asesura – ale niezależna od polityków – jest pożądaną drogą dojścia do zawodu sędziowskiego. Marian Zubrzycki / Forum
We wrześniu 270 asesorów wejdzie do sądów. To, czy ostatecznie zostaną sędziami, w dużej mierze zależy od Zbigniewa Ziobry. Jedni zrezygnowali z asesury, inni liczą na szybkie awanse.
Podczas nauki w KSSiP aplikanci pobierają co miesiąc na rękę 3 tys. zł stypendium. Muszą je odrobić po zakończeniu szkoły, pracując przez trzy lata w sądownictwie powszechnym lub w prokuraturze.Piotr Guzik/Forum Podczas nauki w KSSiP aplikanci pobierają co miesiąc na rękę 3 tys. zł stypendium. Muszą je odrobić po zakończeniu szkoły, pracując przez trzy lata w sądownictwie powszechnym lub w prokuraturze.
Asesorzy po czterech latach będą oceniani przez losowo wybranych wizytatorów, czy nadają się na sędziego.Igor Morski/Polityka Asesorzy po czterech latach będą oceniani przez losowo wybranych wizytatorów, czy nadają się na sędziego.

Artykuł w wersji audio

Przed budynkiem Krajowej Szkoły Sądownictwa i Prokuratury (KSSiP) nastrój niepewności mieszał się ze złością i zrezygnowaniem. – Po prawie dziesięciu latach nauki do zawodu sędziego za godzinę zdecyduje się moje życie zawodowe, to gdzie będę mieszkał, czy w ciągu kilku tygodni będę musiał organizować przeprowadzkę całej mojej rodziny, być może z jednego końca Polski na drugi – mówi rozgoryczony 30-latek, aplikant KSSiP. I dodaje, że gdyby wiedział, że tak to wszystko będzie wyglądało, to swoje marzenia o tym, by zostać sędzią, już dawno odłożyłby na półkę.

W zeszłym tygodniu 352 aplikantów, po pięciu latach studiów prawniczych, ponadtrzyletniej aplikacji, po kilkunastomiesięcznych stażach referendarskich i wielu z nich po miesiącach oczekiwania na konkurs sędziowski, miało stawić się w Krakowie po etaty asesorskie. Minister sprawiedliwości Zbigniew Ziobro przez wiele miesięcy wstrzymywał konkursy na zwalniające się etaty sędziów, kosztem sprawności działania sądów. Dla aplikantów szkoły uzbierały się 323 etaty.

W maju minister przeforsował ustawę, według której droga do zawodu sędziego prowadzi głównie przez asesurę. Dotąd, żeby zostać sędzią, każdy musiał wystartować w konkursie. Od teraz – przewidują sędziowie – konkursów na wolne stanowiska będzie jak na lekarstwo. Każdego roku ze szkoły podporządkowanej ministrowi wyjdzie kilkudziesięciu absolwentów, którzy, jako asesorzy, będą zajmować zwalniane etaty. Asesorzy będą mieli prawie takie same uprawnienia jak sędziowie. Nie będą mogli jednak stosować tymczasowego aresztu, rozpoznawać zażaleń na postanowienia o odmowie wszczęcia śledztwa i zajmować się sprawami z zakresu prawa rodzinnego i opiekuńczego.

Oświadczanie przy kamerach

Zarządzenie Ziobry z listą etatów w sądach rejonowych pojawiło się 6 lipca. Po miesiącu w pierwszych rzędach w auli krakowskiej szkoły zasiedli aplikanci, którzy na egzaminie sędziowskim zdobyli największą liczbę punktów. Mieli przywilej wyboru etatów. Przedtem przemówiła do nich Małgorzata Manowska, powołana na dyrektora szkoły przez ministra Ziobrę, była wiceminister w jego resorcie za pierwszych rządów PiS. „Te rozwiązania są zgodne z konstytucją. (...) Będziecie stanowić korpus doskonałych sędziów, niezależnych od nacisków zewnętrznych i wewnętrznych. Niezawisłość jest stanem ducha”. – Ta przemowa miała nas chyba przekonać, że nie będziemy traktowani jako sędziowie z korpusu Ziobry, ale jest dowodem na to, że będzie wręcz odwrotnie – mówi jeden z aplikantów.

Każdy z wyczytywanych aplikantów podchodził do stołu prezydialnego, okazywał do jednej z czterech kamer zainstalowanych w auli dowód osobisty i oświadczał, w jakim sądzie przyjmuje etat. Reszta w napięciu wykreślała ze swojej listy ten etat, z nadzieją, że ten, który sobie wybrali, zostanie wolny, aż oni staną przed mikrofonem. – Mówi się, że prezesi sądów, którzy lada dzień będą wymienieni przez ministra, nie mają zaufania do procedury rozdzielania tych etatów, stąd chyba to okazywanie dowodów do kamery, które nas trochę szokuje, i nagrywanie całej procedury – opowiada aplikantka, która zdobyła na tyle dużo punktów, że mogła wybrać sąd w mieście swojego dotychczasowego zamieszkania. Między aplikantami krążyła nieoficjalna lista, na której rezerwowali etaty, ale nie dotarła do wszystkich. Kilkunastu wyłamało się z wcześniejszych ustaleń, większość musiała wybrać te sądy, w których etaty pozostały wolne, a nie te, które sobie upatrzyli, zgodne z ich dotychczasowym miejscem zamieszkania.

32 aplikantów w ogóle nie pojawiło się w szkole, 48 oświadczyło, że rezygnuje z prawa wyboru etatu asesorskiego (mogą pozostać na stanowisku referendarskim w dotychczasowym miejscu pracy), 270 przyjęło asesurę.

Bez demonstracji

Dziesięć lat temu Trybunał Konstytucyjny uznał, że instytucja asesora nie jest zgodna z zasadą trójpodziału władzy, bo podlega ministrowi sprawiedliwości. Dwa lata temu asesorzy mieli powrócić w poprawionej, zgodnej z konstytucją, wersji. Prezydent Bronisław Komorowski po konsultacjach zaproponował, by oddzielić asesorów od ministra. Miała ich mianować niezależna Krajowa Rada Sądownictwa, a ślubowanie przyjmować miał od nich prezydent. Jednak wraz z powrotem PiS do władzy, dwa miesiące temu, wróciły niekonstytucyjne przepisy. Dyrektor Manowska publikuje na stronie szkoły oświadczenia, w których wciąż przekonuje o ich konstytucyjności. „KRS ma realny wpływ na udzielanie asesorowi votum do orzekania, przez możliwość sprzeciwu w stosunku do konkretnych asesorów” – napisała na początku sierpnia. Mówi się, że gdzieś w połowie września – MS nie podało jeszcze terminu – asesorzy przyjadą do Warszawy i przed Ziobrą złożą ślubowanie. Rozjadą się po sądach, a Rada będzie miała 30 dni na ewentualne zgłoszenie sprzeciwu.

„Powierzenie Ministrowi Sprawiedliwości kompetencji mianowania asesorów sądowych jest w oczywisty sposób sprzeczne z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego” – czytamy w opinii KRS do ustawy. Sędziowie twierdzą, że wprawdzie przewiduje się udział KRS w procedurze powierzania asesorom obowiązków sędziego, ale sprowadza się to jedynie do możliwości zgłoszenia przez Radę sprzeciwu. Jeśli KRS nie wypracuje przez miesiąc stanowiska, to oznacza milczącą zgodę. Tak naprawdę udział Rady w całej procedurze jest iluzoryczny.

30 dni to drastycznie mało na wypowiedzenie się Rady w tak ważnej sprawie. Nie ma fizycznej możliwości, aby w tak krótkim czasie rzetelnie pochylić się i przeanalizować kandydatury 270 asesorów – mówi rzecznik KRS sędzia Waldemar Żurek. Dodaje, że jeszcze nie zapadła decyzja, jak rozwiązać ten problem. Wiadomo, że trzeba obsadzić te etaty, bo sprawy w sądach czekają, ale z drugiej strony nominacje to na tyle poważna sprawa, że nie powinno być takiego pośpiechu. Sędzia Dagmara Pawełczyk-Woicka, która reprezentowała MS podczas wyboru etatów asesorskich w krakowskiej szkole, mówi, że nie wyobraża sobie, aby KRS oprotestowała te nominacje: – To by było wystąpienie przeciwko własnemu państwu. Oni mają obowiązek stosować prawo, a nie się buntować. Nie wierzę, żeby KRS urządzała jakąś demonstrację.

Pewnie polityczna KRS, jak planował Ziobro (prezydent zawetował ustawę o KRS), szybko poradziłaby sobie z decyzją. I z pewnością w przyszłości miesiąc wystarczy, bo nikt nie łudzi się, że PiS ponownie nie przeforsuje podporządkowania Rady partii rządzącej.

Asesorzy teraz albo nigdy

33-letnia aplikantka, która właśnie oświadczyła przed całą salą, że rezygnuje z prawa do wyboru etatu asesorskiego, mówi: – Półtora roku temu musiałam przeprowadzić się z mężem i córką do innego miasta, bo przecież już raz musieliśmy wybierać etat referendarza z listy ministerialnej. Ale to miała być ostatnia przeprowadzka, bo potem mieliśmy startować w konkursach na wolne etaty sędziowskie, zgodnie z naszym wyborem miejsca. Jednak minister nie ogłaszał konkursów. Zostały jej do wyboru etaty asesorskie oddalone o kilkaset kilometrów od domu. Kupiła mieszkanie na kredyt, dziecko zaczęło chodzić do szkoły, mąż ma swoją firmę. – Od zawsze chciałam być sędzią, ale nie mogę znów fundować rodzinie rewolucji w życiu – opowiada aplikantka. Zostanie więc na stanowisku referendarza z pensją około 5 tys. zł na rękę, bo o asesurę (z pensją o 300 zł wyższą) nie można się ubiegać po raz drugi. Wybór był jednorazowy: teraz albo nigdy. Mówi, z żalem, że stanowisko referendarza nie zaspokaja jej ambicji. To praca w wydziałach rejestrowych, pisanie nakazów zapłaty, zmiany w spółkach czy w księgach wieczystych. Lata nauki na sędziego na nic się tu nie przydają.

Dodatkowo, zgodnie z nową ustawą, wszystkim, którzy zdali egzamin sędziowski, po pięciu latach wygaśnie prawo do startowania w konkursie na sędziego, jeśli w ogóle będą organizowane. Zresztą niektórzy nasi rozmówcy obawiają się, że nawet jeśli wystartują w konkursie, to odmowa asesury może się na nich zemścić. Snują czarne scenariusze, że Ziobro niebawem przejmie KRS i nawet jak wystartują w konkursie, to polityczna Rada może uznać, że nie mają nieskazitelnego charakteru i sędziami nie zostaną. – To skandal, że po tylu latach nauki i wyrzeczeń moje uprawnienia stracą ważność – oburza się nasza rozmówczyni.

Raczej nie myśli dziś o tym, aby w najbliższym czasie wpisać się na listę adwokatów czy radców prawnych. Powód jest dość prozaiczny, finansowy. Podczas nauki w KSSiP aplikanci pobierają co miesiąc na rękę 3 tys. zł stypendium. Muszą je odrobić po zakończeniu szkoły, pracując przez trzy lata w sądownictwie powszechnym lub w prokuraturze. Jeśli ktoś będzie chciał wcześniej odejść z zawodu, to musi oddać 100 tys. zł. Każdy przepracowany miesiąc proporcjonalnie pomniejszy ich zobowiązanie. Wielu, którzy nie przyjęli asesorskich etatów, po odpracowaniu długów planuje zostać adwokatami albo radcami. – Ale będziemy mieli już po 33–35 lat i będziemy zaczynać od zera. Ludzie w większych miastach mają łatwiej, bo mogą zatrudnić się w dużych kancelariach. My z mniejszych miejscowości raczej decydowaliśmy się na etaty asesorskie i przeprowadzki – opowiada aplikant.

Kuźnia kadr

Kolejne roczniki, które wyjdą z KSSiP, nie będą już musiały odbywać stażu referendarskiego, więc czeka ich najwyżej jedna przymusowa przeprowadzka, już tylko za etatem asesorskim. Ale jeśli chodzi o przyszłych absolwentów, to – jak napisała w swojej opinii do ustawy KRS – będą jeszcze bardziej związani z ministrem sprawiedliwości. Zgodnie z napisaną przez Ziobrę ustawą, o powierzeniu stanowiska asesorskiego decyduje liczba punktów zdobytych na egzaminie sędziowskim przed szkolną komisją. Od teraz aż siedmiu na dziewięciu jej członków będzie wskazywał minister właśnie. Ziobro przejmuje nad szkołą całkowitą kontrolę: nadzór nad aplikacjami, wskaże i powoła członków Rady Programowej Szkoły, może powołać i odwołać dyrektora, skompletuje komisje egzaminacyjne, może sprzeciwić się zatrudnieniu danego wykładowcy. Jak mówi się w środowisku, to już nie będzie kuźnia elity sędziowskiej, ale kuźnia kadr ministra Ziobry, dopóki będzie rządził.

Trudno mówić o niezależności asesora, który musi pracować ze świadomością, że przecież ocenia go minister sprawiedliwości. A ten – jako polityk i przedstawiciel władzy wykonawczej – dał sobie wielki wpływ na karierę i awans zawodowy asesora. – Choć chcę wierzyć, że nie dadzą się złamać, to będą pozostawać pod presją, która może wywoływać zachowania konformistyczne albo powodować brak zaufania do nich – mówi sędzia Bartłomiej Przymusiński, rzecznik prasowy Stowarzyszenia Sędziów Polskich Iustitia.

Asesorzy po czterech latach będą oceniani przez losowo wybranych wizytatorów, czy nadają się na sędziego. Wizytatorów, również ocenianych przez Ziobrę, zgodnie z podpisaną przez prezydenta ustawą o ustroju sądów powszechnych będą wybierać prezesi sądów, których minister w najbliższych tygodniach będzie wymieniał na takich, którzy jemu odpowiadają. Poza tym Ziobro pełni także funkcję prokuratora generalnego i ma bezpośredni wpływ na stanowisko procesowe oraz może występować przed sądami powszechnymi w charakterze strony (oskarżyciela) w sprawach rozpoznawanych przez asesorów sądowych, których mianuje. – Jak zachowa się taki asesor, który będzie wiedział, że tak naprawdę od ministra właśnie zależy to, czy zostanie sędzią? – pyta jeden z sędziów.

Jeśli zależny od ministra wizytator oceni, że asesor sędzią zostać nie może, to pozostaje mu odwołać się do KRS, która powoła swoich wizytatorów. Ale opanowana przez polityków partii rządzącej Rada – jak to się pewnie stanie – raczej nie zmieni tej decyzji. Właśnie dlatego asesorzy sądowi, jako osoby pozbawione jeszcze doświadczenia zawodowego i życiowego, a także podlegające ocenie wizytatorów opiniowanych przez ministra sprawiedliwości, są w szczególności narażeni, na nawet niezamierzone przyjmowanie postaw konformistycznych.

Awans co roku

Aplikantka z wysokim wynikiem na liście egzaminacyjnej mówi, że ona nacisków się nie obawia. – To jest bzdura, to jest dla nas krzywdzące, ja się niczego nie boję, a poza tym w sądach przyda się przewietrzenie – mówi i zaznacza, że weto prezydenta nie było potrzebne, więc chyba jest zwolenniczką „dobrej zmiany”. Ktoś inny dodaje, że zmiany w sądownictwie są konieczne, środowisko sędziów jest zakonserwowane, a on „liczy na awans co roku”.

Na zamkniętym forum aplikantów ktoś zaproponował, aby zbojkotować te etaty, bo przecież w jawny sposób uzależniają asesorów od ministra sprawiedliwości. – Kilka osób poparło inicjatywę, ale na pomysłodawczynię wylało się też wiadro hejtu, że nie po to tyle się uczyliśmy, by dziś tracić szansę na zostanie sędziami. Za chwilę pojawiła się propozycja innego listu z poparciem dla ministra, który daje wreszcie szansę na awans sędziowski – relacjonuje aplikant. Mówi, że są podzieleni, że zainwestowali tak wiele swojego życia, że za wszelką cenę chcą zostać sędziami, a inni wypierają to, że będą zależni od Ziobry. Żaden list ostatecznie nie został wysłany.

32-latek, który został właśnie asesorem, mówi, że włożył wiele lat nauki, wyrzeczeń i pieniędzy, by zostać sędzią, że rodzina pokłada w nim nadzieję: – Liczę na to, że nigdy nie będę musiał wybierać między utrzymaniem rodziny a własnym sędziowskim sumieniem. Jego kolega z aplikacji dodaje, że jak będą na niego naciskać, to odejdzie, zapłaci karę, bo jest na tyle dobrze wykształcony, że poradzi sobie na rynku. Przed krakowską szkołą słychać też głosy, że trzeba się zachować przyzwoicie i nie ulegać naciskom, bo za dwa lata władza może się zmienić.

Asesura – ale niezależna od polityków – jest pożądaną drogą dojścia do zawodu sędziowskiego. Także zwracanie przez aplikantów stypendium nie powinno budzić sprzeciwu. Niestety, istnieje obawa, a czytając wprowadzane przez PiS przepisy – nabrać podejrzeń, że ta partia będzie nadużywała władzy do manipulowania asesorami i do łamania sędziowskiej niezależności.

***

PS Nasi rozmówcy z KSSiP nie zgodzili się na publikację swoich nazwisk.

Polityka 33.2017 (3123) z dnia 15.08.2017; Polityka; s. 18
Oryginalny tytuł tekstu: "Zaciąg Ziobry"
Więcej na ten temat
Reklama
Reklama

Ta strona do poprawnego działania wymaga włączenia mechanizmu "ciasteczek" w przeglądarce.

Powrót na stronę główną