From Poland to Portland” – tak swój przewodnik po 14 najlepszych letnich festiwalach 2014 r. zatytułował ostatnio amerykański „Time”. I obok wielkiego Bonnaroo, na które do stanu Tennessee co roku ściąga 100 tys. osób, jeszcze większego brytyjskiego Glastonbury czy kultowego norweskiego Øya tygodnik wymieniał katowicki Off. „Oto festiwal muzyczny dla prawdziwych fanów muzyki” – zachwalali autorzy. Aż do trzykrotnych odwiedzin w Polsce namawiał w podobnym przeglądzie amerykański serwis Pitchfork, najbardziej wpływowe medium w świecie muzyki niezależnej. Oprócz sierpniowej wizyty w Katowicach proponował także czerwcowy festiwal Orange Warsaw oraz gdyński Open’er organizowany na początku lipca.
Portal już w ubiegłym roku wysłał swoją dziennikarkę na Off. Poza tropieniem pozostałości po komunizmie i przejawów powracającego nazizmu skrupulatnie przyjrzała się polskiej reprezentacji na tym bardzo międzynarodowym festiwalu. I nie chodzi tylko o fakt, że w programie artystycznym imprezy dominują wykonawcy z USA czy Wielkiej Brytanii. – Nasz festiwal odwiedza 12–15 tys. osób dziennie. Z tego około 15–20 proc. stanowi publiczność zagraniczna – mówi Artur Rojek, dyrektor artystyczny Offu. Bo dla trzech dni w Dolinie Trzech Stawów fani z Czech czy Niemiec coraz częściej rezygnują ze słynniejszych (na razie) wydarzeń na zachodzie Europy. Jeszcze większym udziałem gości z zagranicy chwali się Open’er. Według Mikołaja Ziółkowskiego z Alter Artu, który przygotowuje już 14 edycję festiwalu, nawet co czwarty uczestnik Open’era przyjeżdża z zagranicy. – Czyli w zależności od roku 12–20 tys. osób. Głównie Brytyjczycy, Bałtowie, Skandynawowie i Niemcy – wylicza Ziółkowski.