„Powiedział mi, że kiedy czytał »Hamiltona«, z kolejnych stron wychodziły do niego hiphopowe rymy. To nie jest typowa reakcja na moje biografie” – żartował Ron Chernow, autor 800-stronicowej monografii najbardziej zapomnianego ze współtwórców konstytucji Stanów Zjednoczonych, po spotkaniu z twórcą musicalu o Alexandrze Hamiltonie. Śmiechem zareagowali także goście zorganizowanego w Białym Domu wieczoru recytacji i śpiewu, gdy usłyszeli zapowiedź: „Pracuję nad hiphopowym koncept-albumem o życiu kogoś, kto jest wcieleniem hip-hopu – sekretarza skarbu Alexandra Hamiltona”.
Gdy siedem lat później Obamowie ponownie będą gościć Lin-Manuela Mirandę, ów planowany koncept-album będzie już najpopularniejszym i najgłośniejszym musicalem ostatnich dekad. Kilkanaście dni temu do Pulitzera, Grammy i innych nagród dorzucił 11 statuetek Tony Awards, które w tym roku powszechnie nazywano „Hamiltonami”. Spektakl grany jest na Broadwayu od niemal roku osiem razy w tygodniu, każdorazowo dla kompletu 1300 widzów. Zysk z biletów przekroczył już 80 mln dol., a najbliższe wolne miejsca można znaleźć na pokazy przyszłoroczne. Na jesień zapowiadana jest premiera w Chicago, w 2017 r. – na londyńskim West Endzie, wtedy też nowojorska wersja ruszy w trasę po USA.
„Jestem daleki od mówienia ludziom, żeby zastawiali domy i oddawali dzieci, by kupić bilety na hitowy broadwayowski show. Jednak »Hamilton« może być tego wart” – zachwycał się recenzent „New York Timesa”. Michelle Obama uznała musical Mirandy za najlepsze dzieło sztuki, jakie widziała w swoim życiu, a jej mąż żartował, że jego mistrzostwo jest „jedyną rzeczą, co do której zgadzają się z Dickiem Cheneyem”.