Mariusz Herma: – Skąd wzięła twoja współpraca z Markiem Pritchardem i Thomem Yorkiem?
Michał Marczak: – W styczniu na Sundance Festival pokazywaliśmy mój nowy film, „Wszystkie nieprzespane noce”. Pojawia się w nim mnóstwo muzyki. Używamy ponad stu utworów. Starannie dobranych, także współczesnej polskiej muzyki. Niejako zastąpiły one tradycyjną ścieżkę dźwiękową. W Sundance wiele osób zwróciło uwagę właśnie na muzykę. Byli tam też przedstawiciele dużych wytwórni płytowych, m.in. z Warp Records, którym film się spodobał. Podchodzili i pytali, czy robię klipy. Myślałem, że na tych rozmowach się skończy. Ale po jakimś czasie zacząłem dostawać różne utwory z propozycjami, abym zrobił dla nich teledysk.
I początkowo wszystkie odrzucałeś?
Dla mnie najważniejsze jest robienie filmów pełnometrażowych. Myślałem sobie, że jeśli mam się zająć teledyskami, to pod warunkiem, że coś mnie naprawdę poruszy. Taki utwór musi oddziaływać na mnie na wielu poziomach. Tym bardziej że w trakcie prac słucha się go kilkadziesiąt, nawet kilkaset razy. I nie może w tym czasie stracić swojej magii.
Jako pierwszy warunki te spełniła piosenka „Beautiful People” Marka Pritcharda z udziałem Thoma Yorke’a?
Wróciłem właśnie z wakacji w górach i może dlatego poczułem w tym utworze pewną samotność, poczucie zagubienia, coś odległego i może nie do końca ziemskiego. Napisałem treatment, czyli szkic scenariusza. Nie wiemy, czy jesteśmy na Ziemi czy na jakiejś innej planecie. Czy widzimy człowieka, czy raczej jakiegoś cyborga, robota lub przybysza z jeszcze innej planety. Może jest ostatnią osobą na tej planecie? Może to jego ostatnie chwile przed opuszczeniem tej dziwnej krainy? Jego cyfrowa twarz w pewnym momencie zaczyna się ulatniać, znikać.