Biada bogaczom
Biada bogaczom. Napięcie między ubóstwem a przepychem w Kościele jest nieusuwalne
Za słowami papieża Franciszka o Kościele ubogim idą czyny. W Niemczech ze stanowiska biskupa Limburga musiał odejść Franz-Peter Tebartz-van Elst, który na remont swej rezydencji wydał 31 mln euro, fundując sobie wannę za 15 tys. i prywatną kaplicę za 2,9 mln euro. W USA pokajał się abp Wilton Gregory, który uszczknął z 15-mln donacji od prywatnej osoby (spokrewnionej z autorką „Przeminęło z wiatrem” Margaret Mitchell) ponad 2 mln dol. na pałacyk dla siebie. Gdy wybuchł skandal, hierarcha zapowiedział, że nieruchomość zamierza sprzedać.
To najświeższe przykłady na stare jak Kościół napięcie między dążeniem do ubóstwa i skłonnością do bogactwa. Jest ono wpisane w historię Kościoła, zwłaszcza rzymskokatolickiego, bo nie da się do końca rozładować sprzeczności między Ewangelią nakazującą ubóstwo a instytucją mającą ambicje i zadania doczesne, w tym polityczne, do czego potrzeba pieniędzy. Wspaniale uchwycił to Giotto, malując scenę, w której Biedaczyna z Asyżu, św. Franciszek, otrzymuje od papieża Innocentego III zgodę na swój zakon żebraczy. Papież na tronie, pięknie ubrany, przy nim siedzą inni pięknie odziani prałaci, Franciszek z gromadką mnichów, wszyscy w zgrzebnych habitach i na klęczkach przed majestatem. Która grupa ludzi Kościoła jest tu prawdziwym Kościołem? Ta siedząca wokół papieża na tronie czy ta klęcząca w pokornym uniżeniu? Ta mająca władzę i bogactwo czy ta wyrzekająca się władzy i bogactwa, aby służyć bliźnim?
Tym fundamentalnym pytaniem żyje chrześcijaństwo każdej epoki. Ma ono różne formy, ale treść jest zawsze ta sama. Umberto Eco w „Imieniu róży” opisuje włoski klasztor, gdzie ma się odbyć dysputa o tym, czy Chrystus był właścicielem szaty, którą nosił? Inaczej mówiąc: jak mamy używać dóbr, które posiadamy, by to było zgodne z naukami Jezusa.