Klaskanie za lądowanie
Podróż samolotem: nie zawsze tak bezpieczna, jak nam się wydaje
Latanie nam spowszedniało. Zaczęto nawet mówić, że słynne polskie klaskanie przy lądowaniu to przeżytek i obciach. Jest już nawet w internecie strona z apelem: „Polacy, przestańcie klaskać w samolocie, błagam!”, z kilkunastoma tysiącami lajków. Gdyby jednak ludzie wiedzieli, jak blisko mogli być katastrofy, klaskaliby, i to głośno. W samym tylko 2014 r. Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych (PKBWL) zajmowała się ponad 2 tys. zdarzeń, które odbiegły od normy i były ryzykowne. Tylko w pierwszym tygodniu tego roku odnotowano 15 takich przypadków. Średnio raz na dwa tygodnie urządzenia pilnujące bezpieczeństwa lotów rejestrują sytuację kwalifikowaną później przez PKBWL jako realne ryzyko zderzenia się samolotów.
Od początku roku, tylko w Warszawie, zdarzyły się już dwa podobne incydenty: 9 i 11 stycznia. PKBWL nie chce na razie udzielać informacji, co się stało, ale nieoficjalnie wiadomo, że mogło być podobnie jak przed rokiem, 28 stycznia, gdy nad Warszawą omal nie zderzyły się jedne z największych na świecie samolotów pasażerskich – airbus A330-300 i boeing 777. Airbus leciał wówczas od strony Rzeszowa, a boeing tym samym korytarzem powietrznym w drugą stronę, airbus niżej, boeing wyżej. Pilot airbusa poprosił kontrolera o zgodę na wzniesienie się i ją dostał, ale z zastrzeżeniem, że ma to zrobić szybko, w tempie co najmniej trzech metrów na sekundę. Kontroler wyliczył bowiem, że tor lotu airbusa przetnie się z torem lotu boeinga, ale miną się w bezpiecznej odległości. Airbus jest jednak za ciężki na takie manewry, co kontroler powinien przewidzieć. Pilot oponował, że „tak szybko może nie dać rady”, choć powinien powiedzieć, że „nie da”. Przez moment oba statki powietrzne znalazły się zatem tak blisko siebie, że w kabinie pilota airbusa i równocześnie boeinga odezwał się sygnał alarmu TCAS.