Onkolodzy nie zostawiają na reformie suchej nitki: bubel biurokratyczny, nieudany eksperyment medyczno-prawny na żywym organizmie społeczeństwa. Padają też konkretne, szczegółowe zarzuty.
Minister Arłukowicz milczy, informując tylko o ilości wydanych zielonych kart (diagnostyki i leczenia onkologicznego, DiLO): do 12 marca 74 tys. Zapowiada pierwszą ocenę swojej flagowej reformy dopiero w kwietniu, po upływie trzech miesięcy. – To największy błąd Ministerstwa Zdrowia – uważa dr Jerzy Gryglewicz, ekspert ds. zdrowia Uczelni Łazarskiego w Warszawie. – Taki program trzeba na bieżąco monitorować i korygować, a nie zamiatać problemy pod dywan.
NFZ też nie odpowiada: prof. Jacek Jassem, kierownik Katedry i Kliniki Onkologii i Radioterapii Gdańskiego Uniwersytetu Medycznego, specjalista w dziedzinie radioterapii onkologicznej i onkologii klinicznej, wysłał jeszcze w styczniu listę 23 pytań. Wątpliwości prof. Tadeusza Pieńkowskiego i jego zespołu z Kliniki Onkologii i Chirurgii Europejskiego Centrum Medycznego doczekały się pisemnych wyjaśnień, ale zespół kilku lekarzy analizował je przez dwie godziny i, jak twierdzi profesor, dalej nic nie wiedzą.
Pacjenci, którzy chorowali wcześniej, leczą się dalej u swoich lekarzy i dla nich praktycznie nic się nie zmieniło. Ci, u których chorobę stwierdzono po 1 stycznia, dostali nadzieję, że będzie lepiej.
Wszyscy zgadzają się, że podstawowe założenia pakietu, czyli zniesienie limitów w leczeniu onkologicznym, skrócenie czasu oczekiwania na świadczenia i poprawienie jakości diagnozowania i leczenia, są słuszne. Ale czy są jakiekolwiek szanse, że ten pakiet to sprawi?
Chorzy z tzw. zieloną kartą w ramach pakietu onkologicznego mieli być rozliczani bez żadnych limitów.