[Artykuł został opublikowany w POLITYCE we wrześniu 2016 roku]
W przyszłym roku Jan Pietrzak kończy 80 lat, a jego Kabaret pod Egidą 50 lat. Kilka epok historycznych w ciągu jednego życia – od chłopca w zrujnowanej Warszawie do wieszcza narodowego, jak mawiają o Pietrzaku znajomi z ciepłą drwiną w głosie. Bo Janek sam się wieszczem mianował i sam w to uwierzył, dodają.
Ostatnio w wywiadach dla narodowej telewizji i prawicowego tygodnika Jan Pietrzak chwalił rządzącą partię i jej prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Rok 2015 – przejęcie władzy przez PiS – obwoływał końcem komuny. Rządzącym przeciwstawiał szmirusów i gamoni z opozycji. Źródeł powstania KOD doszukiwał się w służbach specjalnych komuny, a także w „kręgach okupacyjnych”. Pierwszy raz w życiu musi żartować z opozycji, a nie z rządzących, bo to opozycja szkodzi Polsce – mówił.
Oprócz tego propagował swój pomysł zbudowania w Warszawie łuku triumfalnego dla uczczenia polskiego zwycięstwa nad bolszewikami w 1920 r. Przywoływał jedną z rozważanych wizji łuku: parabola biegnąca ponad Wisłą, wyższa niż Pałac Kultury, a na jej szczycie sala widowiskowo-edukacyjna w formie korony zwieńczonej orłem i krzyżem zwróconym na wschód.
L., robotnik jednego z warszawskich zakładów, zapamiętał taką warszawską scenkę uliczną z lata 1980 r.: marsz pod budynek KC PZPR, autobusy miejskie pod Rotundą stoją, Jan Pietrzak śpiewa „Żeby Polska była Polską”, stojąc na pace ciężarówki, tłum podchwytuje refren. Ktoś pyta, co to za facet – nie wszyscy go znają. Kabaret pod Egidą, pamięta L., uchodzi wśród wielu robotników za zbyt elitarny; nie bywa się na jego przedstawieniach. Jednak od czasu sceny pod Rotundą rusza w zakładzie L. wymiana kaset magnetofonowych, która trwa przez kilka następnych lat – przegrywane setki razy bon moty Jana Pietrzaka wchodzą do języka.