Marina z deszczowego lasu
Brazylia: obrończyni środowiska idzie po prezydenturę
Wieczorny rytuał wyglądał zawsze tak: jedna z sióstr trzyma lampkę oliwną, która rzuca co nieco światła w wiejskiej chacie na obrzeżach puszczy; ojciec snuje opowiastki, legendy. Jedna z nich naznaczyła Marinę – ta o Romanie i Ignacym.
Roman był białym uczonym, erudytą. Ignacy – wiejskim parobkiem, Metysem, analfabetą. Mocowali się na wiedzę: kto wie więcej o miejscu, w którym mieszkają. Zasada prosta – jeden rzucał pytanie, drugi odpowiadał. Dla Ignacego, choć bez szkół, świat wkoło nie miał tajemnic: znał zwierzęta, rośliny, zwyczaje. I Roman wiedział niemało, ale widział, że w pojedynku idzie na przegraną. Wtem rzucił pytanie z dziedziny nauki. Ignacy zamilkł, nie wiedział, jak rozwiązać zagadkę. Nie umiał też przeciwstawić się pogwałceniu reguł gry. Przegrał.
Za każdym razem, słysząc tę opowieść, mała Marina wybucha płaczem. Krzyczy, że to niesprawiedliwość, oszustwo i dlaczego świat jest wstrętny. Pragnienie, żeby pomścić krzywdę oszukanego parobka, nie ucichnie nigdy.
1.
Było ich 11 rodzeństwa, trójka zmarła – a mogło więcej, bo w Amazonii choroby rozkwitają jak wszystko wkoło. Rodzice, Pedro i Maria, analfabeci, uciekli z nędzy północnego wybrzeża do stanu Acre, serca dżungli, w latach 40. Nadzieję na poprawę losu obudził boom kauczukowy. Pracowało się u pana, któremu robotnicy dostarczali wydobyte z drzew kauczukowe mleko. Robota od piątej do piątej w duchocie amazońskiego lasu. „Półniewolnictwo” – powie po latach Marina.
Ojciec zadłużył się u pana na wieczne – jak się zdawało – niespłacenie. Rodzinę ocaliły kobiety.