Bruksela traci cierpliwość
Komisja Europejska przedstawiła rekomendacje dla Polski w sprawie TK. Mamy trzy miesiące na ich wdrożenie
Według Komisji potrzebne byłoby wykonanie wyroków Trybunału Konstytucyjnego z grudnia 2015 r., uznających m.in. legalność trzech sędziów wybranych jeszcze przez poprzedni Sejm, opublikowanie marcowego wyroku Trybunału, który stwierdzał niekonstytucyjność grudniowej nowelizacji ustawy o Trybunale, przeprowadzenie reformy Trybunału, rozpatrzenie przez Trybunał zgodności ustawy z 22 lipca z konstytucją i zaniechanie publicznego podważania legitymacji i działania Trybunału.
Aż tyle i tylko tyle, żeby Komisja kryzys uznała za zakończony. Na wdrożenie rekomendacji daje nam trzy miesiące. Jeśli rząd będzie się ociągał, zlekceważy je, nie podejmie dialogu albo będzie markował działania, jak robił to do tej pory, to Komisja może się zdecydować na kolejny etap procedury ochrony praworządności, który oznacza formalny wniosek do Rady Unii o rozpoczęcie procedury przewidzianej w art. 7. Traktatu o Unii. Byłaby to dla Polski kara, która odbierałaby nam prawa i ograniczała czasowo możliwość zabierania głosu w Radzie Unii. Czyli wielki blamaż.
Ale do kary droga daleka. Równie dobrze wcale może do niej nie dojść, ponieważ potrzebna byłaby jednomyślność wszystkich krajów Unii, a przecież Węgrzy już dawno powiedzieli, że staną za nami murem i będą wetować. Ale jak przekonuje Rafał Trzaskowski, były minister ds. europejskich, już sama próba uruchamiania artykułu 7. byłaby precedensem, ponieważ do tej pory nikt nie próbował tego robić. – Gdyby więc doprowadzono do tego, że Komisja składa formalny wniosek i państwa członkowskie dyskutują w Radzie na ten temat, to sprawa byłaby wyjątkowo dla Polski szkodliwa – uważa Trzaskowski.
I to nie tylko wizerunkowo. Choć to ma też olbrzymie znaczenie.