Agnieszka Zagner: – Ameryka wybrała Donalda Trumpa. Spodziewał się pan takiego wyniku?
Janusz Reiter: – Prawdę mówiąc do końca w to nie wierzyłem, chociaż rozum mówił mi, że wygra Hillary Clinton, ale to, co po angielsku nazywamy guts, czyli brzuch, podpowiadał, że może wygrać Trump. Jak to często bywa, rozum przegrał z brzuchem.
Czym Trump przekonał „brzuchy” Amerykanów?
Kilka tygodni temu „New York Times” zamieścił artykuł o zwolennikach Trumpa w stanie Kentucky. Z wypowiedzi tych ludzi wynikało jedno – oni nie mają wobec niego żadnych złudzeń, ale mimo to będą na niego głosowali, bo uważają, że w Ameryce musi stać się coś spektakularnego, by dokonała się zmiana. Nie twierdze, że to był ich główny motyw wyborców Trumpa ale na pewno jeden z ważniejszych – wstrząśnięcie systemem, wszystkim dookoła. Trump świetnie tę potrzebę odczytał. Dla tych, którzy potrzebowali wstrząsu, Clinton była zbyt konwencjonalna. Obiecując im zmianę, była w tym zupełnie niewiarygodna, przeszkodą była jej cała kariera, która wzbudzała ludziach czekających na szokową zmianę głównie sceptycyzm, reprezentowała tradycyjne elity, głuche na potrzeby zwykłych ludzi.
Czyli mówiąc – nieco po polsku – Amerykanie wybrali terapię szokową i „dobrą zmianę” zamiast „ciepłej wody w kranie”?
Wybrali szok, nie otrzymując żadnego dojrzałego, gotowego pomysłu na to, jaką zmianę otrzymają w w jego wyniku. To okazało się nieistotne. Wystarczyło, że Trump odczytał nastrój Amerykanów. On nawet nie musiał się specjalnie przejmować tym, że nie ma spójnej odpowiedzi na pytanie, na czym ta zmiana będzie polegała. Różni ludzie mogą sobie różnie tę zmianę wyobrażać, a nawet zdawać sobie sprawę, że wyobrażenia o niej są wewnętrznie sprzeczne.