Relacja z Hamburga: Policjanci strzelają do protestujących, protestujący rzucają kamieniami
15 tys. policjantów to za mało – taki wniosek nasuwa się w związku z wydarzeniami towarzyszącymi szczytowi G20 w Hamburgu. W piątkowy poranek miejscowych funkcjonariuszy wsparły dodatkowe oddziały. Okazuje się jednak, że podstawowym problemem jest nie liczba policjantów, a ich zachowanie.
Jakie nastroje panują w Hamburgu? Przede wszystkim ma się tu poczucie, że agresja wymyka się spod kontroli. I brak potrzeby kompromisu z każdej strony. Wszystko zaczęło się kilka dni temu, kiedy policja wprowadziła zakaz przebywania na maleńkiej wysepce Entenwerder. Służby tłumaczyły, że to ze względu na obecność agresywnych osób. Rzecz w tym, że atmosfera była do tego momentu bardzo spokojna, wręcz pokojowa. Większość ludzi chciała się tam najzwyczajniej w świecie przespać. Skutek był taki, że po Hamburgu rozlał się tłum ludzi, którzy nie mieli gdzie spędzić nocy.
Łatwo sobie wyobrazić, w jakich byli nastrojach, nie mogąc nawet zmrużyć oka. Nie dziwi też, że gniew scedowali na policję. Mundurowi mogli – i powinni – zrobić coś, co rozładowałoby napięcie. Mogli też zachowywać się nieco mniej restrykcyjnie wobec osób w oczywisty sposób nieszkodliwych. Niestety – zamiast tego doprowadzono do eskalacji konfliktu.
Hamburscy policjanci nie sprostali zadaniu
W czwartek byliśmy świadkami gwałtownych protestów, które wpisują się w spiralę negatywnych emocji. Wprawdzie organizatorzy szczytu spodziewali się, że hasło demonstrantów, jakim było „Witamy w piekle”, będzie adekwatne do ich zachowania, ale okazało się, że jeżeli ktoś przesadził, to głównie policjanci. Uparli się oni, by protestujący z tzw. czarnego bloku zdjęli ubrania i szaliki zakrywające ich twarze (co jest określone w Niemczech w odpowiednich ustawach). Grupka była niewielka, w dodatku nie wszyscy zakłócali porządek.