Pomysł szlaku naftowego, tyle że od Jasła do Lwowa, przez Krosno i dawne borysławskie zagłębie, narodził się w woj. podkarpackim. Wywołało to protest gorliczan, dziś mieszkańców woj. małopolskiego. Szlak powinien zaczynać się w ich mieście, gdzie Ignacy Łukasiewicz zapalił pierwszą w świecie uliczną lampę naftową. Gorliczanie mówią, że na stolicę polskiej nafty wykreowano Krosno, bo w tej okolicy urodził się były I sekretarz KC PZPR Władysław Gomułka, który za młodu pracował jako ślusarz w krośnieńskiej rafinerii, a potem, już jako związkowiec i członek KPP, organizował strajki naftowców w Drohobyczu i Borysławiu.
Skałolej cieknący
O występowaniu naturalnych wycieków ropy w okolicach Gorlic wiedziano od stuleci. Z dokumentu z 1530 r. wynika, że Seweryn Bonar, podskarbi Zygmunta Starego i zarazem starosta z Biecza, poszukując złota we wsi (nomen omen) Ropa, natknął się na ropę, która zalała mu kopalnię. Na królewskim dworze do starosty przylgnęło wtedy powiedzonko: „Ten, co w Ropie złota szukał, smołą się opłukał”. Prawdopodobnie też tu, około 1814 r., ks. Stanisław Staszic widział wydobywanie – jak pisał – „skałoleju cieknącego”. Ropy z naturalnych wysięków używano w medycynie ludowej, do zmiękczania skór, smarowania i konserwacji metalowych narzędzi itd. Władze austriackie w 1810 r. ropę naftową uznały za surowiec podlegający tzw. regale górniczemu, na którego wydobycie trzeba było mieć zezwolenie.
Najstarsi mieszkańcy Podkarpacia pamiętają okryte plandeką wielkie wozy, które regularnie zajeżdżały do ich wsi. – „Maazi, maazi! Komu trzeba mazi, niechaj z domu wyłazi”, wołali powożący nimi maziarze – mówi Tomasz Zając, propagator maziarskiego szlaku.