Prelekcja o najnowszej historii Polski, jaka miała się odbyć w mieszkaniu Jacka Kuronia 21 marca 1979 r., zaczęła się w sposób dość niezwykły, nawet jeśli brać pod uwagę metody stosowane przez Służbę Bezpieczeństwa w walce z opozycją. Kiedy gospodarz uchylił drzwi, bo zapukał do nich Henryk Wujec, runęli nań z półpiętra zaczajeni tam aktywiści partyjnych młodzieżówek.
„Nie zdążyłem wciągnąć Henia, a on nie zdążył uciec. Posłyszałem, że biją go, więc wybiegłem na klatkę. Wtargnęli do środka, a ja stałem przyciśnięty do ściany i histerycznym głosem wołałem: – Ludzie, ludzie, mój ojciec umiera!” – zapisał we wspomnieniach Jacek Kuroń. W PRL opozycjonistów bili zwykle milicjanci lub esbecy, tym razem jednak do dokonania egzekucji wyznaczono studentów warszawskiej AWF. Karatecy, bokserzy i zapaśnicy mieli uosabiać spontaniczny gniew ludu, rozwścieczonego tym, że ktoś ośmielił się stworzyć nieakceptowane przez reżym stowarzyszenie, prowadzące zajęcia edukacyjne dla młodzieży. W ramach dyskusji z innym światopoglądem młodzi aktywiści ogłuszyli Henryka Wujca i nieprzytomnego powlekli po schodach na sam dół klatki. Po czym wtargnęli do mieszkania Kuronia, by skatować jego żonę i syna. Tak władza ludowa rozprawiała się z Towarzystwem Kursów Naukowych.
Półtora roku wcześniej KSS KOR (Komitet Samoobrony Społecznej Komitetu Obrony Robotników), z inspiracji Adama Michnika, zaczął wspierać tworzony przez kilku uczonych Uniwersytet Latający. O ile pod koniec XIX w. w zaborze rosyjskim nielegalny uniwersytet o tej samej nazwie zajmował się edukacją Polek, sto lat później miał kształcić wszystkich chętnych.