Archiwum Polityki

Teczki czeskie a polskie

Zawsze, gdy w Polsce wybucha skandal teczkowy, ktoś głośno wzdycha: Trzeba było robić lustrację tak jak Czesi. Przy okazji sprawy abp. Wielgusa podniosły się podobne głosy. Tymczasem Czesi wcale nie czują się jak wzór do naśladowania. Kilka godzin po tym, jak Wielgus przyznał się do współpracy – prymas Miloslav Vlk w programie telewizyjnym przypomniał, że: „od początku lat 90. zarówno on sam, jak i biskupi już kilkakrotnie za kolaborację przepraszali; w 1990 r. zorganizowali nawet pielgrzymkę pokutną. Ale jedyną metodą udowadniania agenturalnej przeszłości jest naukowe badanie archiwów, tymczasem w Czechach do dziś nie istnieje naukowa instytucja typu IPN czy słowackiego UPN”. Czeska lustracja dotyczyła tylko państwowych urzędników i biskupi nie mieli dostępu do archiwów do 2005 r., a jedyny dotąd znany ksiądz, którego teczki z donosami opublikowano, został zwolniony ze stanowiska sekretarza Episkopatu w 2004 r. Vlk powiedział także, że „reszta oskarżeń jest niesprawdzona”. A na koniec dodał, że drogą Kościoła jest wybaczenie, a nie potępienie. Oponujący prymasowi dziennikarz prawicowego dziennika „Lidove Noviny” odpowiedział, że „na pewno można było zrobić dużo więcej”. Nad rozmową wisiało pytanie, czy czeski Kościół będzie w przyszłości w stanie zmierzyć się ze skandalami podobnymi jak polski? Z tego porównania tylko dwa wnioski są pewne: ujawnienie teczek można odwlec, ale nigdzie nie da się go zatrzymać; i po drugie: cokolwiek by się ujawniło i nie wiadomo, jak wiele razy przeprosiło, dla zwolenników lustracji zawsze będzie za mało.

Polityka 2.2007 (2587) z dnia 13.01.2007; Flesz. Ludzie i wydarzenia; s. 18
Reklama