Archiwum Polityki

Dramatycznie w Narodowym

Rozpoczęła się w prasie gwałtowna dyskusja o przyszłości Teatru Narodowego. Potrzebna bez dwóch zdań. Tylko czy musi towarzyszyć jej ton obelżywej deprecjacji wszystkiego, co przez pięć ostatnich lat osiągnął na tej scenie Jerzy Grzegorzewski?

Ton, może zacznijmy od tego, skrajnie nierycerski. Grzegorzewski złożył dymisję sam, przez nikogo nieprzymuszany; jego kontrakt bynajmniej nie wygasał w czerwcu 2003 r. Na konferencji prasowej oświadczył – co prawda buńczucznie – że nie skończyły mu się pomysły, ale już następne słowa przeczyły tej proklamacji: mówił, że trzeba to miejsce oddać innym, młodszym, że odczuwa złą atmosferę wokół siebie i swego teatru, że czuje się zmęczony. Ogródkami przyznał się do słabości; miną nadrabiał, ale broń złożył. Tych, którzy proszą „pardon”, raczej się już nie flekuje. Przeciwnie, wypadałoby raczej podnieść ich przeszłe zasługi, docenić rangę ustępującego. Czy to naprawdę takie trudne? Mowa przecież o kimś, kto jest – mało kto, myślę, zaprzeczy – jednym z najoryginalniejszych artystów sceny ostatnich dekad. O kimś, kto – to już dodaję na własny rachunek – należy do niewielkiej grupki twórców, którzy mają zapewnione miejsce w historii uprawianej przez siebie sztuki.

O przypomnieniu tego naprawdę imponującego dorobku nikt jednak jakoś nie pomyślał. Przeciwnie, recenzent „Rzeczpospolitej” machnął odchodzącemu druzgocące świadectwo, wyliczając mu łaskawie ledwie parę pojedynczych wysepek sukcesu w rozległym morzu klęsk, krytyk „Wyborczej” zaś uznał nieomal wszystkie wybory artystyczne podjęte w Narodowym za chybione i wezwał ministra kultury do poszukiwania następcy przy otwartej kurtynie, „żeby nie popełnić błędu sprzed pięciu lat”. Błędu? Z tej i z innych wzmianek wynikałoby, że nie było od dawna większego nieszczęścia w teatralnej Polsce nad tę nominację. A przecież we wspomnianym pięcioleciu zmieniły się dyrekcje pewnie z połowy scen: jedne na lepsze, drugie na gorsze. Pozostałe się z kolei nie zmieniły – też czasem ku pożytkowi, a czasem na pohybel danej sceny.

Polityka 48.2002 (2378) z dnia 30.11.2002; Kultura; s. 63
Reklama