Archiwum Polityki

Sąd nad pokoleniem

Każdy na swój sposób obchodzi 1968 r.: inaczej Polacy, inaczej Francuzi. W Niemczech pokolenie tamtego roku nadaje ton w życiu publicznym. Właściwie jaki?

To pokolenie w Niemczech doszło do władzy późno, dopiero w 1998 r. I już po siedmiu latach, w 2005 r., zostało od niej odsunięte przez wyborców. Ale nie brak takich, którzy uważają wręcz, że to oni, ci z 1968 r., stanowią prawdziwe pokolenie założycielskie dzisiejszej Republiki Federalnej. A nie adenauerowskie Pokolenie 45, które rzeczywiście ją zakładało w 1949 r. Tamto było ukształtowane przez III Rzeszę i poranione przez wojnę, autorytarne i sceptyczne zarazem. W powojennym państwie byli naziści zajmowali eksponowane stanowiska. Nauczyciele mieli formalne prawo bić uczniów. A mężczyzna i kobieta bez ślubu nie mogli wynająć w hotelu pokoju.

Dopiero pokolenie powojenne stworzyło tę liberalną i obywatelską Republikę Federalną, która doskonale wpisuje się w Europę – twierdzi filozof Manfred Görtemaker. Oni weszli w życie publiczne na fali rewolty politycznej i obyczajowej, a po jej upadku podjęli – jak mówili – długi marsz przez instytucje, który w ciągu czterdziestu lat zmienił Niemcy i Niemców nie do poznania. Nieprawda, odpowiadają oponenci. To pokolenie to przecież „dzieci Hitlera”, tyle że niechlujne, źle wykształcone, ale apodyktyczne zarazem. Szarogęsili się i zniszczyli solidne mieszczańskie podstawy niemieckiego społeczeństwa. Swą rewoltą rozbili niemiecką oświatę, a w swej arogancji przypominali jedynie własnych rodziców, przeciwko którym się tak buntowali. Do oponentów Pokolenia 68 należą młodsze roczniki. Piękni czterdziestoletni z „generacji Golfa” – wygodnej, ale nieco bezkształtnej – nie ukrywają swej zawiści o wyraziste przeżycie pokoleniowe, o demonstracje, wielodniowe debaty w przepełnionych aulach.

Polityka 15.2008 (2649) z dnia 12.04.2008; Świat; s. 46
Reklama