Archiwum Polityki

Magiczne zwierciadło

John Baird zbudował pierwszy telewizor ze skrzynki po herbacie, tekturowego krążka z pudełka po kapeluszu, igły do cerowania i soczewki z lampy rowerowej. Zaprezentował go publicznie 80 lat temu. Ale ojców wynalazek ma wielu, w tym Polaków. Bo pojawienie się telewizji zbiegło się ze zmierzchem ery samotnych odkrywców nieznanych lądów techniki.

Koniec XIX i początek XX w. obfitował w zdumiewające zdarzenia. Na łąkach widywano kwiaty, które poddawane wpływom słonecznego promieniowania przez krótkie chwile jaśniały własnym światłem. Epizody nagłych przebłysków obserwowano u nagietków, słoneczników, a także wśród polnych maków. „Popular Science” donosił zza Oceanu o niecodziennych deszczach, których krople rozbijały się o ziemię w tysiące elektrycznych drobin, iskier bladych, acz widocznych gołym okiem. Napowietrzną i wodną elektryczność natura zdawała się trwonić bez opamiętania, ale na Węgrzech pewien uczony chwytał pioruny w butelkę, a potem rozdawał je wieśniakom, by uwolnione, niczym dżiny zelektryzowane, sprowadzały deszcz na wysuszone pola.

Również opiekę nad zdrowiem powierzano elektryczności. Na co dzień zażywano jej w pigułkach i w herbacie, panów i panie poddawano wstrząsom o leczniczych właściwościach. Uczeni zarzucili na miasta sieci z kabli telefonów, noc wyparli za rogatki, wynaleźli fonograf, ruchome obrazy i radiowe fale. „Po jednym cudzie następował kolejny, aż nie pozostało nam nic, jak tylko zadać sobie pytanie, jakaż to oczywista niemożliwość zostanie urzeczywistniona jako następna” – pisał w 1896 r. magazyn „Western Electrician”. Andrew Jackson Davis wieszczył z Ameryki, że „cały świat powita okrzykiem zachwytu nadejście ery, gdy ludzkie wnętrza zostaną otwarte i będziemy mogli cieszyć się spirytualną komunią, którą już cieszą się mieszkańcy Marsa, Jowisza i Saturna”. Elektryczność dawała nadzieje na pokonanie ostatecznej granicy, bo cóż miałoby stanąć na przeszkodzie duchowi, cóż mogło unicestwić duszę, jeśli była ona, jak mówili uczeni, wieczną falą we wszechobecnym, wibrującym eterze.

John Baird

W takich to czasach przyszło dorastać pewnemu Szkotowi, przyszłej chlubie Korony, który jeszcze jako dziecko dom swych rodziców zelektryfikował jako pierwszy w Helensburghu; potem otrzymywał diament w piwnicy, pół Glasgow pogrążając w ciemnościach, a osiągnąwszy wiek męski patentami elektrycznych instrumentów sypał jak z rękawa.

Pomocnik Historyczny Nr 1/2006 (90007) z dnia 18.02.2006; Pomocnik Historyczny; s. 40
Reklama