Kiedy w mediach rozgorzała niedawno dyskusja o przemocy w szkołach, część komentatorów i polityków winą obarczyła psychologów i pedagogów szkolnych, sugerując, że ci „tak zwani pedolodzy” pod płaszczykiem naukowych metod przemycają do szkół ideologię, która gloryfikuje nie tyle wolność, ile samowolę, promuje anarchię i uniemożliwia zaprowadzenie zdrowej dyscypliny. Trudno polemizować z sądami, które oparte są na prywatnym przekonaniu, a nie rzetelnej wiedzy. Ale sugestia, że psychologów w szkołach jest za dużo, a ich wpływy – demoniczne, mija się zupełnie z prawdą: w Polsce jeden psycholog szkolny przypada statystycznie na kilka tysięcy uczniów i wskaźnik ten jest niższy niż w większości krajów rozwiniętych.
Psychologia – to nieuniknione – będzie wciskać się każdą szparą w nasze życie. I to nie tylko na życzenie zainteresowanych czy szukających pomocy, ale również dlatego, że już istnieje kilkadziesiąt aktów prawnych, które upoważniają psychologa do wydawania istotnych opinii i orzeczeń w różnych dziedzinach życia. Obowiązkowe badania psychologiczne przechodzą kandydaci na zawodowego kierowcę, maszynistę pociągu, detektywa. Prawo sugeruje również taką możliwość przy rekrutacji do służby dyplomatycznej albo Biura Ochrony Rządu. Pracodawcy w ogóle coraz chętniej sięgają po psychologów podczas rekrutacji i okresowych ocen pracowników. (O psychologach pracujących w wielkich korporacjach piszemy na s. 20–23). Psychologowie są zatrudniani przez służby mundurowe: wojsko, policję, służbę więzienną oraz straż pożarną. Występują jako biegli w sądach. Opiniują osoby starające się o pozwolenie na broń lub koncesję na działalność gospodarczą związaną z materiałami wybuchowymi.