Zapowiedzi prezydenta, że Ameryka uniezależni się od arabskiej ropy, to być może chwyt propagandowy. Ale i wyzwanie, żeby o takiej perspektywie pomyśleć poważnie.
Trzy krótkie akapity niedawnego orędzia prezydenta George’a Busha o stanie państwa – a właściwie jedno jego zdanie: „Mamy poważny problem: Ameryka nałogowo spożywa ropę, która często importowana jest z niestabilnych obszarów świata” – stało się najczęściej cytowanym fragmentem jego wystąpienia. Wśród co bardziej optymistycznych ekologów pojawiła się nawet iskierka nadziei, że Bush, który w opinii wielu nie jest przyjazny ochronie naturalnego środowiska i reprezentuje interesy przemysłu naftowego, ujrzał prawdę i wdziawszy włosiennicę udał się do ekologicznej Canossy.
Polityka
8.2006
(2543) z dnia 25.02.2006;
Nauka;
s. 74